Avatar: Istota w wodzie

Wywiad z Marcinem Bramsonem, nasza wspólna rozmowa o suchych skafandrach Avatar – nowym dziecku twórców marki Santi.

Część I wywiadu z Marcinem Bramsonem – instruktorem nurkowań dekompresyjnych, rebreatherowych. To zapis rozmowy na temat naszych uwag odnośnie użytkowania skafandrów Avatar (marki córki Santi). Czy warto kupić Avatara? Czy to dobry pomysł na pierwszy suchy skafander? Zapraszam do lektury.

Część II wywiadu do przeczytania TUTAJ

Kuba Cieślak

Drogi Marcinie, pozwól, że w dwóch słowach zacznę. Chciałem dziś pogadać o Avatarach. Jak odbieramy ten produkt jako użytkownicy. Warto przy tym zauważyć, że jesteśmy specyficznymi użytkownikami. Jesteśmy instruktorami nurkowania. Nurkowanie to nasza praca. Wykonujemy zdecydowanie więcej nurkowań niż przeciętni użytkownicy.
Można nas posądzić, że możemy nie być obiektywni, bo obaj żyjemy też z tego, że ludziom sprzedajemy sprzęt nurkowy. Tu warto podkreślić, że nasz brak obiektywizmu przy sprzedaży byłby o tyle złą strategią, że staramy się budować długotrwałe relacje z naszymi klientami – kursantami. Żaden z nas nie żyje tylko i wyłącznie ze sprzedaży sprzętu, jest to tylko uzupełnienie naszej działalności. Jak to ktoś kiedyś powiedział: nie sztuką jest sprzedać raz, tylko sztuką sprzedawać jest wiele razy. Nikomu nie chcemy ściemniać, ani opowiadać niestworzonych rzeczy. To nie jest jednorazowa sprzedaż i zależy nam by nasi klienci byli zadowoleni, by do nas wracali, by nie wierzyli nam nie tylko jako sprzedawcom, ale przede wszystkim jako instruktorom nurkowania. Nie mamy interesu w tym by przed ludźmi coś ukrywać.

Marcin Bramson

Zdecydowanie, z resztą moja strategia działania jest bardziej oparta na tym, że produkt, który polecam to jest to produkt sprawdzony przeze mnie i biorę częściowo za niego odpowiedzialność. Nie chciałbym więc oferować czy rekomendować moim studentom rzeczy, z których sam bym był niezadowolony. To byłby obciach.

KC

Jasne. Odnośnie samego Avatara, jak go widziałem, jak on się pojawił na rynku. To była o tyle ciekawa rzecz, że ja go tak naprawdę zauważyłem najpierw na zagranicznych serwisach. Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że jest to skafander o skandynawskim rodowodzie, chyba właśnie na stronach jakiegoś skandynawskiego dealera go wypatrzyłem. Gdzieś krótko potem przewinęła mi się przed oczami tajemnicza nazwa grupy SNT i wszystko było jasne. Szerzej jednak o rodowodzie skafandra miałem szansę dowiedzieć się w trakcie wywiadu z Tomkiem Stachurą.

Wcale tak bardzo nie odczuwałem by była to jakaś nowinka technologiczna. Sami obaj dobrze wiemy, że na naszym rynku już od dłuższego czasu funkcjonują lekkie skafandry, tak zwane membranowe, czy oddychające. Mamy chociażby naszego rodzimego producenta Seawolfa, mamy też zagraniczne opcje, takie jak Waterproof.

MB

Myślę, że w tej chwili tego typu skafandry są w tej chwili praktycznie w ofercie chyba większości firm, które produkują suche skafandry, ale znając trochę ideę Avatara to Clue w Avatarze nie jest sam skafander jako skafander. Tą innowacyjnością w przypadku Avatara jest jego sposób dostępności. Skafandry Santi, jak dobrze wiesz, są robione pod konkretne zamówienie konkretnego klienta. To nie jest tak, że możesz pójść do sklepu nurkowego powiedzieć „ten skafander Santi w takim rozmiarze” i go dostaniesz. Oczywiście jest jakaś szansa, że gdzieś się znajdzie jakiś jeden egzemplarz na magazynie. Jednak wszystkie lub dziewięćdziesiąt parę procent skafandrów Santi jest zamawiane do produkcji pod konkretne zamówienie konkretnego klienta. Jest to też jedna z przewag biznesowych Santi, że mimo sztywnej tabeli rozmiarów w ramach zakupu te cztery bodajże zmiany, dopasowania w rozmiarze są możliwe i są w cenie. Jednak to niestety, jak wszyscy zdążyli zauważyć, powoduje wydłużony czas oczekiwania. Jakbym powiedział, że czas oczekiwania na skafander Santi to trzy miesiące to bym wiele nie skłamał. Idea Avatara jest taka, że przychodzisz i go bierzesz z półki. I to jest super rozwiązanie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie na wszystko trzeba czekać.

Między innymi Avatar pojawił się u mnie dlatego, że potrzebowałem skafander na już a przy okazji chciałem go przetestować. W tej chwili bodajże można zrobić w nim dwie zmiany. Idea od początku była taka, że jest to zamknięta konstrukcja i niewiele do niego można dodać, poza P-valve. Jest taki jaki jest i albo go akceptujesz takim, jaki jest, albo nie. I teraz zdaje się, możliwe są dwie zmiany: możliwość zamontowania kryzy neoprenowej, co uważam, że jest bardzo dużym plusem  i pierścieni Santi Smart Seals.

KC

Tak. Potwierdzam.

MB

Plus można jeszcze jedną rzecz wybrać a to troszeczkę wydłuża czas oczekiwania na skafander, to są buty. Jednak uwzględniając wszystkie te zmiany, które możesz sobie zażyczyć to jednak masz skafander u siebie w ciągu dwóch tygodni, co jest rzadko spotykane w dzisiejszych czasach. Wydaje mi się, że to jest największa przewaga Avatara – zaczynasz nurkować, chcesz kupić skafander i niemalże od razu go masz.

KC

Tak, ale nie wyprzedzajmy tego, o czym pogadamy za chwilę czyli o plusach i minusach, jednak odwołując się do tego, co powiedziałem to ja to jednak widziałem, że ta dostępność to jest nowinka w przypadku Santi, że te skafandry leżą na półkach gotowe. Ja myślę jednak, że Santi wokół całego procesu produkcji swoich skafandrów całkiem fajnie zbudowało taką otoczkę, że to jest jak bardzo elegancki garnitur od dobrego krawca, czyli po dobry garnitur nie idzie się do sklepu tylko krawiec go do nas dostosowuje. To jest taka wersja ekskluzywna i to jest jasne. Pomysł biznesowy na Avatara jest taki, że one są takie trochę bardziej „dla ludu”, że są na półce, ale jednak konkurencja wychodzi z założenia, że jej skafandry są szyte według konkretnej rozmiarówki i leżą gotowe na półce. Możesz coś tam w nich zmienić, potem czekasz na dostawę w ciągu maksymalnie miesiąca. Przynajmniej tak to odbieram mając chociażby dotąd do czynienia z kanadyjskim Bare.

Avatar underwater. Foto: kubaCE

U mnie początek z Avatarem był taki, że najpierw był wywiad z Tomkiem Stachurą, który opowiedział w ogóle dwa słowa o marce. Na jedną fajną rzecz zwrócił uwagę. To jest genialne marketingowo, że to jest bardzo dobry skafander dla osoby, która ma dopiero rozpocząć przygodę z suchym skafandrem, czy wykonać pierwsze swoje nurkowania w ramach kursu na suchy skafander. Nie wszystkim na dzień dobry mogą podejść klasyczne trylaminaty, jakieś cordury, czy inne takie tkaniny, które są dość sztywne, nie pracujące, a ten Avatar jednak jest jak zwiewna kurteczka typu soft shell. Zakładasz i nawet zapominasz, że to masz na plecach.

W moim przypadku to było tak, że musiałem zanurkować w Avatarze. Pojechałem na Hańczę na nurkowania, mój skafander postanowił ulec poważnej awarii, czyli rozeszła mi się manszeta w rękach, jak pończocha. Nie był to system typu smart seal, więc nie było opcji na szybką wymianę. Pożyczyłem więc na miejscu, w Banana Divers, Avatara. I rzeczywiście, doceniłem ogromną wygodę Avatara. Ja generalnie nurkuję w grubszym trylaminacie i nie mam z tym problemów. I tak w Bare jest ona stosunkowo elastyczna i lekka, dość przyjemna, ale nurkowałem też w sztywnych cordurach i takich rzeczach. Nigdy nie odczuwałem tego jako strasznej wady, problemu. Jednak w Avatarze od razu poczułem, że założenie go to po prostu przyjemność. Przyjemność przebywania w nim, to co nam się zdarza, w naszej pracy. Bardzo często przebywamy w tym skafandrze praktycznie przez cały dzień. To jest ten moment, kiedy ja chcę opowiedzieć, za chwilę też ciebie poproszę o to, Marcin, o opowiedzenie, jakimi jesteśmy użytkownikami suchych skafandrów. Żeby ludzie mieli świadomość, przez jaki pryzmat my oceniamy skafander Avatar.

Ja jestem instruktorem głównie nurkowania rekreacyjnego, co oznacza dla mnie, że bardzo często wchodzę do wody w ciągu jednego dnia po parę, czasami można zaryzykować stwierdzenie, że nawet po paręnaście razy. Nigdy do końca nie rozbieram się z tego skafandra, nurkowania najczęściej są płytkie, ale ten skafander dostaje mocno w tyłek ze względu na to, że nie za bardzo mam czas się z nim patyczkować. Trzeba się czasami po dnie przeczołgać z kursantem, podnieść go i ja to po prostu robię.

Druga rzecz, w roku robię ponad sto nurkowań, z tego też duża część jest nurkowaniami przyjemnościowymi, ale więcej jest nurkowań szkoleniowych. Zdarzają mi się też roboty, gdzie spędzam cały dzień w skafandrze. Mam zabezpieczenie planu filmowego i praktycznie się nie rozbieram ze sprzętu. Chodzę w nim cały czas zapięty, nie tak, że go sobie zdejmę do połowy i jest mi fajnie. Jest to mega nieprzyjemne, jeżeli jest to skafander nie oddychający i o tym opowiem między innymi, dlaczego z tego powodu celowo skazałem się na takie opcje jak kryza lateksowa zamiast neoprenowej.

Jak ty podchodzisz do tego tematu, jeżeli chodzi o twoje użytkowanie skafandra?

MB

Ja mam ten luksus, że nie muszę wchodzić kilkanaście razy do wody. Jak już wchodzę do wody raz, czy dwa to na przynajmniej dłuższy okres, ale u mnie problemy są tak naprawdę dwa. Albo trzy. Jeżeli chodzi o suchy skafander. Pierwszy to jego zewnętrzna wytrzymałość ze względu na ilość sprzętu, którą mam dopiętą i w jakiś sposób mającą kontakt z suchym skafandrem. Chodzi mi o butle stage’owe, bail-outy, rebreathery – tego typu sprzęt. Zwłaszcza, że nawet jak nurkuję w back-mountowym rebreatherze to stage bail-outowe mam podpięte side-mountowo. To jest dość dużo obciążenie dla skafandra. Druga rzecz to często zdarza mi się, że muszę się ubierać w warunkach odwrotnych do tych, które będą panowały w wodzie, a ubieram się na długie nurkowanie. Woda jest relatywnie zimna a na dworze jest zdecydowanie ciepło. Tutaj tak naprawdę nie ma znaczenia, czy to jest Meksyk i woda ma dwadzieścia trzy stopnie a na dworze jest trzydzieści i jest sto procent wilgotności, czy to jest Polska, gdzie woda ma cztery stopnie, a na dworze jest dwadzieścia parę stopni. Chciałbym więc uniknąć długiego ubierania się w sprzęt, czyli usprawnić moje ubieranie się. Między innymi dlatego parę lat temu zrezygnowałem z używania Rock Bootów, ponieważ to wydłużało czas ubierania i ekspozycję na temperaturę w grubym ubraniu. To są dwie rzeczy, takie najważniejsze, a trzecia, powiązana z Avatarem, to jest mobilność. Jeżeli ma się dość dużo sprzętu, jeszcze skafander jest mało mobilny to powoduje pewne komplikacje. Ja na przykład zrezygnowałem z używania bardzo grubych ocieplaczy. Nie używam (Santi) BZ400, bo bardziej zależy mi na swobodzie ruchów niż na tym by mieć bardzo gruby ocieplacz. Szukam więc innych rozwiązań, żeby nie zabierało to mojej mobilności. W tym się bardzo mocno sprawdza Avatar. To nie jest mój pierwszy skafander, który ma taką mobilność, bo parę lat temu byłem szczęśliwym posiadaczem skafandra Otter, który był z bardzo cieniutkiego jakby ortalionu. Taki był dziwny trylaminacik cienki. Był bardzo wygodny. Jedyny problem to trochę delikatny był ten skafander z zewnątrz. W sensie bardzo łatwo było w nim zrobić dziurę.

KC

Ok, teraz tak, jak ja w nim zanurkowałem poraz pierwszy, powiedziałem „no kurczę, podoba mi się”, ale miałem obawy co do jego wytrzymałości. Na rynku mamy sporo cienkich skafandrów suchych. Mamy naszego rodzimego Seawolfa, do którego z resztą kiedyś się przymierzałem, jednak ostatecznie wtedy, gdy ja kupowałem skafander, Seawolf nie był dla mnie dostępny. Różne rzeczy słyszałem o pomarańczkach (popularne określenie skafandrów Seawolf), ale fajne jest to jak pomysłodawca tych skafandrów, Wiesiek Zahor, przygotowuje swoich użytkowników do tego, by poradzili sobie z każdym problemem w każdych warunkach, z każdą awarią. To jest fantastyczne. Daje takie opcje, że naprawdę wszystko użytkownik może naprawić sobie w warunkach polowych…

MB

Przepraszam, że ci wejdę w słowo, byśmy nie odchodzili od głównego tematu i tak byśmy podsumowali wątek obawy cieknięcia cienkich skafandrów. Prawda jest taka, że każdy typ suchego skafandra potrafi ciec bardziej lub mniej.

KC

Dokładnie tak.

MB

To jest tylko urządzenie. Nurek potrafi je zepsuć, samo też może ulec awarii. Tutaj istotnym elementem jest wsparcie serwisowe producenta. Ja przeszedłem przez serwisy różnych producentów, nawet tych bardzo dobrych. Niestety, w Polsce ze wsparciem serwisowym (zagranicznych marek – przyp. Autora) jest bardzo słabo. Jedyna firma, która trzyma to w jakiś sposób to jest Santi. Tam można liczyć, że jak skafander cieknie to ten problem zostanie rozwiązany, a nie, że ktoś się na to wypnie, albo powie, że ma przerwę urlopową i naprawa zajmie trzy miesiące, jak z pewną kanadyjsko – maltańską firmą już miałem.

Prawda jest taka, że skafandry powinniśmy oceniać w dwóch aspektach, w ogóle tak mi się wydaje, że te same reguły dotyczą całego sprzętu nurkowego. Jeden: bezpośrednia jakość i użyteczność danego sprzętu. Dwa, musi iść za tym wsparcie producenta, bo co z tego, że mamy najlepszy skafander na świecie, jak on ciągle jest w serwisie. Z resztą dam ci przykład, dzisiaj czytałem wywiad z właścicielem wypożyczalni luksusowych samochodów. Mówimy tu o samochodach w cenach „milion plus”. Właściciel przyznawał, że jak się ma już taki samochód to serwis musi być na najwyższym poziomie. Nie wymienił w artykule żadnej marki, ale padły takie określenia jak włoskie, sportowe, bardzo luksusowe, szybkie, które niestety, pomimo, że serwis jest wspaniały. więcej czasu spędza w serwisie niż w pracy u klientów. Tu jest „clue”, że patrząc na sprzęt, zwłaszcza drogi, jakim jest suchy skafander, to powinniśmy patrzeć na to, czy najdrobniejsza awaria tego sprzętu, a nie możemy zakładać, że ten sprzęt nie ulegnie nigdy awarii, nie spowoduje u nas wyłączenia z nurkowania na tygodnie czy miesiące. A tak niestety w wielu przypadkach to wygląda.

KC

Jasne, jasne. To nawet nie jest forma dygresji, tylko chciałem pokazać, że miałem doświadczenia z dość podobnymi rozwiązaniami i byłem dość ostrożny w kwestii przechodzenia na dość cienki skafander. Później i tak chcę pogadać o takich kwestiach, o których powiedziałeś, że nie ma skafandra idealnego. Nie ma takiego sprzętu, który nie ulega awarii.

MB

Ok. To jak już przy tym jesteśmy to rozmawiajmy o przykładach. Miałem kiedyś skafander pewnej kanadyjsko – maltańskiej firmy (śmiech). Po pierwsze, czekałem na niego wiele miesięcy. Jak go w końcu dostałem, poleciałem z nim do Meksyku. I po pięciu miesiącach ten skafander był sitem. Ciekł w każdym najdrobniejszym miejscu. Już nie będę opowiadał, jakie były przejścia z polskim dystrybutorem i producentem. Takie rzeczy się zdarzają, więc też podchodziłem jak do jeża do samego materiału, z którego jest zrobiony Avatar.

KC

W zasadzie możemy teraz przejść na spokojnie przez wszystkie nasze użytkowe uwagi odnośnie skafandra, co do jego codziennego użytkowania, czyli zalety i wady.

Ja z mojego punktu widzenia zwracam uwagę na wagę skafandra. W wielu miejscach ten skafander reklamowany jest jako lekki, wręcz ultra lekki, podczas gdy jeden z modeli Santi, bodajże Emotion Plus ma w zasadzie tą samą wagę, oczywiście w pewnej konkretnej konfiguracji. Zatem ta waga. Czy ma dla ciebie znaczenie, czy jest to duży plus?

MB

Bardzo trudne pytanie. Bo tak i nie. Z reguły, jak podróżuję samolotem to i tak mam ponad sto kilogramów sprzętu, więc skafandra kilogram w tą czy tamtą nie ma dla mnie wielkiego znaczenia, aczkolwiek zdarza mi się dość regularnie podróżować z małą ilością sprzętu. Dam ci przykład, miałem w lutym spontaniczny, rekreacyjny wypad na nurkowanie dla siebie, do Meksyku, gdzie zmieściłem się w wadze dwadzieścia trzy kilo. Oczywiście, dużą część sprzętu miałem w Meksyku, na miejscu, ale myślę, że gdybym nie zabierał Avatara, tylko (Santi) E.Lite już bym musiał szukać gdzieś tego kilograma do zejścia do bagażowego limitu. Z czegoś bym musiał zrezygnować, a miałem naprawdę mało rzeczy, włącznie z tym, że od wspomnianego Wieśka Zahora kupiłem trochę Dewolda (odzież termoaktywna wysokiej klasy) do chodzenia po dworze, żeby nie musieć wozić ze sobą dużej ilości odzieży. Byłem w zeszłym roku w Malezji i też mi się ten skafander zmieścił do bagażu. To nie idzie o jego wagę, która, jak sam zwróciłeś uwagę, nie jest jakaś „rocket science”, ale on się bardzo ładnie pakuje. On bardzo mało miejsca zajmuje. Jest cienki, mało materiału i to jest jego dodatkowa zaleta. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, że lecąc do Meksyku miałem dwadzieścia trzy kilo bagażu.

KC

Fajnie, że Avatar mało waży, choć można znaleźć na rynku też lekkie skafandry, ale ja też zwróciłem uwagę na to, że on się po prostu dobrze… składa! Nie wiem, czy jest to obiektywna uwaga.

MB

Skoro obaj to zauważyliśmy to jednak coś w tym musi być. Ja bym dodał jeszcze jedną dość ważną rzecz do wagi składania. Ten skafander ma tą zaletę, że on waży tyle samo w obie strony. O co mi chodzi: w moim przypadku chodzi o pewną specyfikę. Może nie nurkuję tuż przed odlotem (śmiech), ale w krótkim okresie od skończenia nurkowania muszę się spakować. Na przykład na lotnisko, z którego odlatuję następnego dnia, mam setki kilometrów. Albo nie mam jak się wcześniej spakować, bo muszę opuścić bazę albo pakować się w jakimś dziwnym miejscu to Avatar mega szybko schnie. To jest też jego gigantyczna zaleta. Wywieszasz go i w ciągu godziny jest on praktycznie suchy. Może poza butami, które są neoprenowe i potrzebują trochę więcej czasu, ale jego waga jest praktycznie taka sama jak skafandra, z którym przyleciałeś. No i potem to wszystko nie gnije w torbie.

KC

Oj raz mi się już udało zrobić w torbie niespodziankę. Byłem na Koparkach, na Demo Daysach i już następnego dnia nie brałem udziału w imprezie tylko jechałem z moim synem na zwiedzanie Jury Krakowsko Częstochowskiej i stwierdziłem, że zostawię skafander trochę celowo w samochodzie, w torbie. Samochód na szczęście mam duży, jeszcze dodatkowo z wentylowanym dachem, więc nie było tam strasznej kipieli, ale wiadomo, że zmieniała się tam temperatura. Po wyjęciu skafandra z paczki w poniedziałek i ten pierwszy „powiew świeżości” powiedział mi bardzo wyraźnie, że skafander takiego traktowania nie kocha (śmiech), ale potem rzeczywiście dość szybko udało mi się doprowadzić go do porządku.

Marcin w swoim Avatarze. Foto: MB

MB

 Wiadomo, każdy skafander da się zakisić. Tylko jak jeden zniesie to lepiej, drugi – gorzej.

KC

No dobrze, skoro już tak analizujemy, przejdźmy zatem przez różne nasze obserwacje zalet i wad użytkowych tego skafandra. Pierwsza moja uwaga to plisa osłaniająca zamek gazoszczelny. Mi specjalnie nie przeszkadza brak dodatkowego zamka ochraniającego zamek gazoszczelny, przesiadłem się ze skafandra, w którym też była tylko plisa. Z plisą da się dogadać bezproblemowo a brak zamka wcale nie czyni skafander bardziej zagrożonym uszkodzeniami. Wszystko zależy od użytkownika. Jednak ja bym na jakimś etapie rozwoju Avatara poprawił tą plisę. Ona jest moim zdaniem po prostu za cienka, za lekka i za łatwo wchodzi w zamek. Mam porównanie ze skafandrem wyposażonym w grubszą plisę i tam tego problemu nie ma. Kwestia sztywności i grubości użytego materiału.

MB

Zgadzam się z tobą w stu procentach. Ta plisa jest fajna, ale potrafi się przyciąć w zamku.

Dla mnie największą wadą jest, z resztą podobny problem występuje też w skafandrach Santi, tylko tam jest łatwo się jej pozbyć, a mianowicie docieplenie kryzy szyi.

KC

O!

MB

Tak. Zdradzę już tajemnicę może. Ja już mam trzy Avatary (śmiech) i każdy Avatar wyposażony jest w neoprenową kryzę i po pierwsze to docieplenie w takim wariancie jest totalnie zbędne. Po drugie, ja mam chyba dość dużą głowę i bardzo mi przeszkadza to docieplenie w zakładaniu i w ściąganiu skafandra przez głowę. Ja już założę to już nie ma żadnego problemu, ale moment przejścia tego elementu przez głowę w tą czy w drugą stronę jest dość irytujący dla mnie i to psuje mój odbiór szybkości ubierania się w Avatara. Wszystkie moje pozostałe skafandry mają neoprenową kryzę i mają zlikwidowane docieplenia wokół szyi. Tu się to nie stało. Nie wiem czy z mojego zaniedbania, czy z tego, że one są już tak po prostu od razu zrobione, ale tak już do mnie przyjechały a ja wiem już, że tego nie chcę.

Koniec części I

Część II wywiadu do przeczytania TUTAJ