Archiwum kategorii: sprzęt nurkowy

Mares Puck 4 – recenzja

Popełniłem recenzję komputera nurkowego Mares Puck 4 dla zaprzyjaźnionego sklepu Shop4divers.pl.

Jeżeli szukacie fajnego, budżetowego komputera z naprawdę rozbudowanymi funkcjami dla ambitnego nurka to jest to całkiem udany kandydat do tej roli. Jest obsługa kilku gazów podczas nurkowania, jest planowanie dekompresji i … ustawianie gradient factorów, więc nawet zaawansowany nurek uprawiający dekompresję powinien być zadowolony.
Cały artykuł TUTAJ

To w końcu jacket czy skrzydło?

„Nie kupuj jacketu, kup se skrzydło. Jackety są dla niepoważnych ludzi!”
„Kup jacket, po co ci skrzydło? To nie jest sprzęt dla ciebie!”
I tak w kółko, gdzie nie napiszesz, gdzie nie zapytasz, tam zawsze pojawi się dziesięć opinii na tak i na siak. W końcu dyskutanci i tak pokłócą się między sobą zapominając o tobie i postawionym pytaniu.

O co chodzi z tym jacketem i skrzydłem? Czy to jest aż taka różnica,  czy któregoś rozwiązania należy się bać – bo to sprzęt dla zaawansowanych nurków? Czy któreś z rozwiązań ma jakieś istotne ograniczenia?

Nawet młodzi ze skrzydłem się dogadają.

Po pierwsze – co jest skrzydłem, a co jest jacketem?

Niby sprawa prosta, dla wielu wręcz oczywista, a jednak uważam, że pewne rzeczy należy sobie wyjaśnić. Sam pamiętam dyskusję z jednym – wtedy dużo bardziej zaawansowanym ode mnie – nurkiem. Nurkowałem wtedy w skrzydle Dive Systemu i nurek ten upierał się, że to nie jest skrzydło. Jego zdaniem skrzydłem można nazwać tylko „techniczną” konfigurację: płyta z uprzężą + worek. A to moje coś to co najwyżej jakaś hybryda – pomimo, że napełniany worek w Dive Systemie znajduje się na plecach, uprząż jest bardzo podobna do uprzęży z konfiguracji technicznej, ba, nawet ma pas kroczny, który nie występuje w jacketach i raczej rzadko pojawia się w rekreacyjnych rozwiązaniach. Co niejako skazywało na „skrzydłową banicję” mój sprzęt? Że wszystko było zintegrowane, nierozłączalne i miało dużo rozwiązań „rekreacyjnych”.

No to jak to jest w końcu?

Myślę, że po trochu każdy ma rację, bo nie ma jednej jedynej słusznej metodologii nazewnictwa sprzętu, nie ma ten temat poważnych studiów, a nazwy narzucają marketingowcy pracujący dla producentów sprzętu. Sami projektanci też nie ułatwiają nam sprawy, bo kiedyś typowo techniczne rozwiązania są teraz często wyposażane w wiele dodatków mających przyciągać uwagę klienta „rekreacyjnego”, a z kolei twórcy ambitniejszych konstrukcji rekreacyjnych oglądają się na rozwiązania stosowane przez zaawansowanych nurków.

Popularna Tusa Liberator. Zintegrowany system balastowy to teraz norma. Zapomnijmy o wędrującym po pasie balaście.

Co jest jacketem?

To, co powoduje, że daną rzecz nazywamy skrzydłem lub jacketem, to kwestia wyboru rozłożenia worka napełnianego powietrzem. Jacket będzie miał pęcherz napełniany powietrzem nie tylko na plecach, ale też z przodu, wokół pasa nurka. To powoduje, że nurek po napełnieniu kamizelki na powierzchni wody zawsze znajdzie się ustawiony pionowo. Jest to bardzo bezpieczne rozwiązanie dla początkujących, mało pewnych siebie i swoich umiejętności osób. Instruktorzy też chętnie wybierają jackety do swoich szkół, bo wiedzą, że w razie kłopotu napełnią kamizelkę niesfornemu kursantowi, który natychmiast znajdzie się nad lustrem wody w pozycji pionowej i stabilnej. Naprawdę niewielka szansa by w tej pozycji najbardziej uzdolniony pechowiec był w stanie zrobić sobie kuku.

Jacket pod wodą może być całkiem wygodny, ale jednak sposób rozłożenia powietrza, rozbudowana przednia część powoduje, że jacket nie ma tej stabilizacji co skrzydło, często ustawia nurka lekko pod ukosem – głowa wyżej, nogi niżej. Dużo ludzi czuje się wtedy bardzo bezpiecznie, ale nie wie jak dużo energii (i powietrza, bo musi się bardziej „napedałować”) traci płynąc w mało ergonomiczny sposób. Dość często też sam jacket nie jest najbardziej opływowym rozwiązaniem.

Jeżeli decydujesz się na jacket, zwróć też uwagę na system zintegrowanego balastu (bo w dzisiejszych czasach decydowanie się na bcd bez tego patentu to moim zdaniem duża pomyłka – balast na pasie biodrowym to jest już przeszłość, o której należy jak najszybciej zapomnieć). Widziałem patenty, które się nie sprawdzały – wypadające kieszenie, zapięcia, które szybko się wyrabiały. No i co jak zgubisz kieszeń? Łatwo będzie kupić nową? Czy jest droga?

Czy to jeszcze jacket czy już skrzydło? Worek jest na plecach, ale jest dużo dodatków rekreacyjnych.

Co jest skrzydłem?

Skrzydło całe powietrze rozkłada na plecach, wokół butli – i tu pojawiają się wariacje, bo worek po napełnieniu potrafi mieć kształt U skierowanego nóżkami w dół, albo O – tzw. Donut. Worki mogą być duże, małe, mogą być opinane różnymi gumkami lub nie, ale istotą tej konstrukcji jest to, że całe powietrze wpuszczone do worka rozmieszcza się na plecach. Co to powoduje?

Nurek pod wodą ma bardzo stabilną poziomą pozycję, co wpływa na jego opływowość, a więc zmniejszone opory podczas płynięcia. Z tego wynikają same plusy: nurek się mniej męczy, sprawniej płynie, ma mniejsze zużycie powietrza. Wada? A owszem, jest. Po wynurzeniu i napełnieniu worka nurek musi zapanować nad swoją sylwetką i najlepiej jest się położyć na plecy, utrzymanie pionu jest możliwe, ale nie jest naturalną pozycją, którą uzyskujemy po napełnieniu. Mniej utalentowany nurek może co i rusz lądować twarzą pod wodą, co może powodować zwiększanie stresu lub doprowadzić do wypadku (ale podkreślam, że trzeba mieć talent: wypluć automat, nie mieć fajki i zacząć łykać wodę).

Oczywiście są skrzydła, które producent ozdobił tyloma dodatkami i kombinacjami, że trudno stwierdzić, czy to jeszcze skrzydło, czy już jacket. Są i jackety tak proste w swej budowie i „ascetyczne”, że ktoś może je pomylić ze skrzydłem, ale moim zdaniem tu chodzi tylko o rozmieszczenie powietrza w worku danego systemu wypornościowego. A to czy system ma różne dodatki i bajery w postaci bardziej rozbudowanych inflatorów wyposażonych w dodatkowe systemy zrzutu powietrza, zintegrowane systemy balastowe, kieszenie akcesoryjne, itd., itp. – to rzecz wtórna. To, że nie możesz oddzielić worka od uprzęży, nie znaczy, że nie jest to skrzydło. Ba, choćby Tusa ma rozbudowane systemy, w których dużo elementów można zdemontować i wymienić.

Xdeep GHOST – skrzydło o rodowodzie technicznym skierowane do nurków rekreacyjnych – rozpinane szelki, dodatki pod szelkami podnoszące komfort.

To jest sprzęt dla zaawansowanych nurków, tylko nurkowie techniczni w tym pływają!

Często powtarzane są hasła, że skrzydła są bardziej zaawansowane i raczej przeznaczone do bardziej zaawansowanych nurkowań. Wiele razy słyszałem, że jacket to tylko dobre rozwiązanie do nauki, stawiania pierwszych kroków, a potem i tak wszyscy przesiadają się na skrzydła. Ludzie tak mówiący patrzą tylko przez pryzmat własnych doświadczeń i przekonań. Nie mają szerszej perspektywy. Na przykład na świecie znakomita większość nurków to nurkowie „rekreacyjnie rekreacyjni”. Nurkowanie traktują jako wakacyjną przyjemność, którą uprawiają może kilka razy do roku wyjeżdżając w różne bajeczne zakątki świata. Zatem pod względem popularności wygrywa na świecie jacket. Wynika to po części z tego, że – jest popularny. Tak. Popularny, bo popularny. Idziesz na intro nurkowe w resorcie*? Dostajesz jacket. Idziesz na kurs w resorcie – nurkujesz w jackecie. Wypożyczasz sprzęt z bazy? Są głównie lub tylko jackety. Widzisz innych ludzi na łodzi? Jackety. W sklepach przy bazach lub w bardziej popularnych nurkowo regionach głównie w ofercie eksponowane są jackety. Oczywiście ten trend będzie się lekko zmieniał, choć nie wróżę skrzydłu tego, że kiedyś prześcignie popularnością jacket.

Duzi producenci sprzętu sprzedawanego na całym świecie, Mares, Scubapro, Aqualung chociażby, mają w swojej ofercie skrzydła – te właśnie bardziej zaawansowane i niektórzy z nich nawet dość aktywnie promują tą gałąź swojej produkcji. Jest więc szansa, że za jakiś czas te proporcje się bardziej wyrównają.

Może to już rzadki widok, ale zdarzało mi się, że w tych resortach patrzyli na posiadaczy skrzydeł troszkę jak świadkowie pierwszego przejazdu automobilu lub startu pierwszego samolotu. Mieszanina niedowierzania, szacunku i zaciekawienia. Co to jest? Wygląda bardzo profesjonalnie. To poważny sprzęt.

Obrazek doskonale pokazuje jaka jest idea skrzydła – mało, albo nic z przodu, wszystko na plecach.

Skrzydło wcale nie jest poważniejszym sprzętem. Owszem, są konstrukcje, których zadaniem jest bezpieczna praca na dużych głębokościach, pod dużym obciążeniem. Zabawne, że te „poważne” skrzydła wyglądają raczej prymitywnie, ascetycznie.

Kilka gumek, jedna taśma, parę metalowych uchwytów i to jest zaawansowany sprzęt?

To prawda, że te „techniczne” sprzęty wyglądają bardzo topornie, ale w tym szaleństwie jest metoda. Przede wszystkim ogromną zaletą tych konstrukcji jest ich prostota. Za prostotą idzie bezpieczeństwo – rzeczy mniej skomplikowane są zwykle bardziej odporne, trudniej je zepsuć, łatwiej naprawić. Rzeczy proste łatwo jest obsługiwać i każdy wie lub szybko się domyśli jak je rozpracować.

Ogromną zaletą tych konstrukcji jest ich absolutna standaryzacja. Co z tego, że jeden producent ma takie kształty worków, takie kolory płyt i takie dodatki na inflatorze czy proponuje ci dodatkowe kieszenie albo patki podnoszące komfort – skoro najważniejsze połączenia, dziurki montażowe są i rodzaje montażu są takie same? Tak, możesz mieć worek xDeepa, uprząż Tecline, inflator Scubapro, a pasy do butli wraz z adapterem jeszcze od kogoś innego. Zepsuje Ci się jedno? Nie ma problemu, możesz wybrać innego producenta i wszystko będzie współdziałać.

Spróbuj to samo zrobić jak ci się popsuje lub zużyje coś z elementów typowego rekreacyjniaka popularnych firm. Owszem, często możesz nabyć części zamienne, ale tylko tej samej firmy, która wyprodukowała twoje bcd. O ile jest to w ogóle możliwe. Jak przebijesz sobie worek wypornościowy (niestety, wbrew pozorom zdarza się i taka przykra sprawa) – często nie można go w ogóle wymontować z konstrukcji. Poszła klamerka? Wszystko wszyte i nic tylko pruć. To są główne wady konstrukcji typowo rekreacyjnych – brak standaryzacji, raczej ograniczone możliwości wymiany elementów. Za tym idzie kolejna wada – każdy jacket każdego producenta (bo każdy dąży do tego by wymyśleć coś „bardziej” albo coś „więcej”) ma swoje unikalne rozwiązania. Zatem jeżeli jesteś skrupulatnym nurkiem, musisz w ramach przednurkowej kontroli zapoznać każdego swojego nowego partnera nurkowego z unikalnymi patentami zastosowanymi w twojej konstrukcji: jak zrzucać balast, jak rozpinać, jak używać inflatora.

Ogromna wygoda w skrzydłach to brak elementów utrudniających schylanie się i przeszkadzających w ruchach.

Sam to obserwuję na kursach jak uczę kursantów na różnych jacketach. Jeden ma trzy guziki na głowicy inflatora, drugi ma guziki czerwone i blisko siebie. Kształt głowicy nie pozwala łatwo zidentyfikować, który przycisk jest do zrzucania powietrza, a który do pompowania. Muszę każdemu tłumaczyć: w tym jackecie wypuszczasz powietrze tak i tak, a w tym – inaczej, a jeszcze tu wygląda to nieco inaczej.

Rozbudowany inflator od Tusy. Fajny patent, ale jednak wprowadza nieco zamieszania przy obsłudze.

Te bardziej wystandaryzowane, uniwersalne rozwiązania nie mają takich problemów. Korzystając z wypożyczonego zestawu „zaawansowanego” raczej nie będziesz mieć problemu z identyfikacją sposobu użycia danego elementu. Fajne jest też to, że te kombinacje możesz dostosowywać do swoich potrzeb: możesz mieć bardzo lekkie i proste skrzydło, które świetnie sprawdzi się w podróżach lotniczych, gdzie każdy gram ma znaczenie. Możesz sobie rozbudować system o dodatkowe kieszenie, podkładki podnoszące komfort i rozpinaną uprząż prostymi klamerkami. Kolory też można dobrać pod swój gust, to już nie są tylko takie czarne, nudne wory dla ponurych rycerzy mroku. Chcesz mieć fajne skrzydło, które nie musi być lekkie? Znakomicie, kup sobie ciężką płytę stalową i już masz zapewnioną część balastu w postaci płyty – a ten balast masz pięknie rozłożony na plecach.

Jeżeli z pełną świadomością wybierasz najbardziej „konserwatywną” wersję skrzydła, tzw. DIR, gdzie uprząż zrobiona jest dosłownie z jednego kawałka taśmy, płyta jest prosta jakby ktoś ją wyciął na poczekaniu w garażu, jedynym ozdobnikiem czarnego worka jest proste logo producenta, a na szelkach jedyne dodatki to gumy żywcem wycięte z dętki i metalowe uchwyty w kształcie litery D to wiedz, że to wcale nie jest skomplikowany, zaawansowany sprzęt, tylko dla orłów. Jeżeli będziesz mieć dobrego nauczyciela, który nauczy cię dobrze to wyregulować i skonfigurować takie skrzydło to zakładanie i zdejmowanie wcale nie będzie trudniejsze od najbardziej wypasionych rekreacyjnych patentów.

No dobra, to co wybrać?

Tylko samodzielna próba da ci odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie spiesz się z zakupem i nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji. Pomyśl o tym, jak twoje nurkowanie może wyglądać za kilka lat, czy będą to raczej okazyjne wyjazdy, czy regularne nurkowanie tu w Polsce i za granicą. Kieruj się swoją wygodą i poczuciem bezpieczeństwa. Wiem, że w Polsce podejście do nurkowania jest nieco skrzywione. Strasznie duża część środowiska lubi lansować ten sport jako elitarną zabawę dla wybrańców i wszyscy powinni wyglądać jak rycerze, nurkować tylko w jedyny słuszny sposób (czarny skafander, czarne, ciężkie gumowe płetwy, koniecznie opanować pływanie żabą, umieć zawisać bez ruchu, mieć wiecznie spięte pośladki i srogą minę podczas skręcania sprzętu). Nurkowanie to zabawa. Może być poważniejsza, ale też może być po prostu zabawą – wakacyjną przerwą od problemów z powierzchni. Jeżeli więc pasuje ci jakiś rekreacyjny przez duże „R” jacket, nie przejmuj się – to ty masz mieć przyjemność z nurkowania.

Wiem, że chyba wskazałem więcej zalet tzw. skrzydeł technicznych, ale to dlatego, że sam dość szybko przesiadłem się na skrzydło i mi się bardzo spodobało. Znam jednak dużo ludzi, którzy nie zamieniliby swoje rekreacyjnej kamizelki na nic innego –  ba, sam mam swoją ulubioną kamizelkę Tusy i jeden – moim zdaniem – naprawdę fajnie pomyślany jacket Triborda. Nikt ci nie powinien mówić, w czym możesz pływać, a w czym nie. Jeżeli masz odpowiednie przeszkolenie, odpowiednią wiedzę i jest ci wygodnie w tym, czy innym rozwiązaniu to pływaj w nim. Testuj! Testuj, testuj! Korzystaj z tego, że są urządzane różne imprezy typu Demo Days, większość producentów lub importerów ma flotę testową. Nie bój się pytać i korzystać z wiedzy innych, ale pamiętaj, że doradcy, nawet najlepsi, nie znają twoich osobistych potrzeb i oczekiwań. Twoje ciało będzie najlepszym doradcą. Zwykle po jednym, dwóch nurkowaniach będziesz wiedzieć czy polubisz się z daną konfiguracją.

Ja tylko uprzedzam, że wierzę w świadomy wybór dopiero w momencie jak nurek zrobi jakieś pięćdziesiąt nurkowań (około, nie dosłownie). Wcześniej nie ma sensu sobie nic kupować poza maską, fajką, pierwszym komputerem ewentualnie i jakimiś akcesoriami. Po tych dwudziestu, trzydziestu nurkowaniach dopiero przekonamy się, że nurkowanie to jest nasz sport i być może już będziemy wiedzieć, w którą stronę będziemy się rozwijać w najbliższym czasie.

Taką pozycję domyślnie daje jacket. Jest poczucie bezpieczeństwa, ale na pewno nie jest to najbardziej opływowa sylwetka.

*) resort, nurkowanie resortowe, baza resortowa – tak mówimy o lokacjach, gdzie nurkowanie jest dużym biznesem turystycznym, bazy nurkowe i miejsca do nurkowania zlokalizowane są blisko dużych hoteli i do wody codziennie wchodzą tłumy.

Czy kupować sprzęt nurkowy na start?

Czy nurkowanie to rzeczywiście taka droga „impreza”? Jak inwestować w sprzęt? Co kupić na start, a co potem dokupować? Ile kosztuje sprzęt?

Artykuł zaktualizowany:
9 sierpnia 201
25 lutego 2020
6. grudnia 2023

Taniej dyscypliny sobie nie znaleźliście, ale z drugiej strony rozsądnie inwestując zapewne kupicie raz a dobrze, a obecnie każdy sport uprawiany nałogowo kosztuje krocie. Do tego producenci dwoją się i troją by każda dyscyplina sportowa roiła się od sprzętu „dedykowanego” tylko i wyłącznie do niej. I tak zamiast jednej pary butów mamy buty do chodzenia, biegania, tenisa, tańczenia i siedzenia.

Wspomnę o drugim moim ukochanym sporcie – w rower też można inwestować bez końca, do tego kupować różne stroje, wyposażenie, plecaki, sakwy, lepszy osprzęt.

Nurkowanie w wersji minimum zacznie się jednak od zakupu kursu nurkowania, ale wcale nie pociągnie za sobą poważnych wydatków od razu.

Mam już za sobą dwadzieścia lat nurkowania, dodatkowo, od prawie dziesięciu lat jestem instruktorem nurkowania. Po tym okresie doszedłem do jednego prostego wniosku i rady dla początkującego:

Nie kupuj sprzętu na początku nurkowej przygody!

Ponurkuj najpierw. Zrób kurs, potem wykonaj dobre dziesięć nurkowań po kursie. Pożyczaj sprzęt, oglądaj go, sprawdzaj, które rozwiązania ci się podobają, a które – nie. Widzę dużo wpisów na fejsbuku – co kupić, jak wybrać. Pytający natychmiast otrzymuje milion podpowiedzi, propozycji, kategorycznych zakazów („tego nie kupuj, to badziewie”). Każda odpowiedź przeczy poprzedniej i pytający dalej jest w kropce. Ci ludzie naprawdę życzą pytającemu dobrze, ale każdy odpowiada ze swojej perspektywy. Ma inny punkt widzenia i doświadczenia. Najważniejsze: nikt z nich nie zna naszych upodobań. Co gorsza, my na początku drogi sami nie znamy swoich upodobań względem sprzętu do nurkowania: czy będziemy woleli rozwiązania bardzo rekreacyjne (ma być ładnie, kolorowo i dużo się dziać), ma być bardziej technicznie (sprzęt będzie wyglądać bardziej surowo, żeby nie rzec: spartańsko, ale niekoniecznie taniej – często drożej), wolimy lekki sprzęt kompaktujący się do walizek, czy cenimy sobie konstrukcje wyglądające solidnie i trwale (ale niekoniecznie lekko i kompaktowo).
Dlatego radzę: zacznij nurkować na pożyczonym sprzęcie, pożyczaj go za każdym razem testując inne rozwiązania: sprawdź, co ci się w danym sprzęcie podoba, a co nie.

moje pierwsze płetwy, mają już swoje lata, ale wciąż służą.

Warto opływać się, oswoić z wodą, poznać środowisko wodne, zobaczyć jak my zachowujemy się w wodzie i z jakim sprzętem jak nam się pływa. Im więcej opcji wypróbujecie, zwłaszcza przed zakupem, tym łatwiej będzie wam wybrać najlepszy sprzęt dla siebie. Nie ma lepszej szkoły jeżeli chodzi o poznanie sprzętu, wariantów i konfiguracji. Ja kurs skończyłem mając własną maskę, rurę, płetwy kaloszowe (używałem na pierwszych zajęciach basenowych), dokupiłem w trakcie kursu rękawice (grube, bo mi łapy strasznie marzną), buty i płetwy paskowe.  Po zakończeniu kursu zainwestowałem we własną piankę. Resztę pożyczałem regularnie – komputer, pas balastowy, kamizelka, automat, butla. Wyjazdy organizowane mają taką zaletę, że jak pożyczasz od organizatorów to liczą oni zwykle jedną, konkretną i atrakcyjną stawkę za wypożyczenie na okres wyjazdu, a nie rozliczają za każdy dzień. Pytaj, dowiaduj się, może jest to kolejny element, który wpłynie na twoją ocenę, czy warto wiązać się z daną grupą nurkową. Płetwy i buty to wydatek rzędu 600zł.

Teraz kilka informacji o tym, co ja kupiłem i gdzie trafiłem dobrze, a gdzie – źle. Korzystajcie z tych doświadczeń, ale pamiętając o tym, że to są moje doświadczenia.

Maska i fajka to teraz koszt 400 – 600zł. Testujcie różne patenty, ale ja tylko podpowiem: maska chyba lepiej z czarnym silikonem (transparentny – nawet ten najlepszy – po pewnym czasie żółknie i sztywnieje, brzydko się brudzi też), bo wtedy, jak nurkujecie w dobrze nasłonecznionych wodach, to działa jak daszek w czapce. Ja wolę maski jednoszybowe – dobre pole widzenia przy małej pojemności maski (ilość powietrza, którą trzeba wpuścić by wypchnąć wodę z maski), lekkość. Posiadacze okularów, jeżeli potrzebują korekcji, wybiorą maski dwuszybowe, gdzie dość łatwo jest dorobić/wymienić szkło z korekcją.

Fajka to żaden wyczyn – ma nie przeszkadzać i łatwo dać się zdjąć z paska (nie zawsze będziecie chcieli mieć ją przypiętą do maski). Wybierzcie najprostszą i najlżejszą konstrukcję, która nie będzie zawadzać wam pod wodą.

maska i fajka

Zakup pianki (z polecenia mojego instruktora, który także dystrybuował dany sprzęt, zjawisko chyba normalne w polskim środowisku nurkowym, ma swoje wady, ale chyba dużo więcej zalet, o tym później) – tu akurat zakup bardzo trafiony. Pianka wciąż wisi u mnie i wciąż pracuje (teraz używają jej moi kursanci, mój Syn). Pianka ma grubo ponad dziesięć lat i wciąż mi bardzo dobrze służy – podarł się ze starości ocieplacz z kapturem (dobry klej do neoprenu, dwie łatki i znów działa), ale główna pianka ma się dobrze. Mój model (nieistniejącej już firmy Seemann, która potem występowała jako SubGear) składa się z kompletnego kombinezonu z długim rękawem i długą nogawką, pianka o grubości 7mm, na to idzie ocieplacz z krótkim rękawkiem, nogawką i kapturem na łeb. Też 7 mm grubości pianki.

Na polskie wody jak znalazł, nurkowałem już w różnych temperaturach i nawet w zimnej wodzie wytrzymywałem spokojnie pół godziny. Od tego czasu trochę się w piankach zmieniło – generalnie wychodzi na to, że dobrze dopasowana do budowy ciała pianka wystarczy, że będzie miała 5mm. Grubsza będzie tylko krępować ruchy. Jednak mówimy o dobrze dopasowanej – przylegającej wszędzie (pod pachami i na klacie zwłaszcza) do ciała. Jakiekolwiek luzy pod pianką będą powodować szybsze wychładzanie. Dopiero na tak dobrze dobraną piankę dobieramy docieplenie i tu zależnie od naszych termicznych potrzeb wybieramy 5mm lub 7mm. Teraz możemy decydować, na cieplejsze wody wziąć tylko jedną część pianki. Na zimne zabieramy komplet i rękawice. Rozwiązanie jak na razie dla mnie idealne na każde warunki. Teraz na piankę tego typu należy wydać kwotę rzędu 1600-1800zł. Doliczcie rękawice – od 200zł.

mój stary Seemann – pianka 7+7 – wciąż się trzyma.

Pas balastowy był następny. Zdecydowałem się kupić własny, bo ten zakup nie jest specjalnie drogi, a koniecznie już chciałem zacząć kolekcjonować swoje wyposażenie. Tutaj specjalnie nie ma co filozofować. Pas to pas, na nim ciężarki, są też pasy z kieszeniami na rzepy welcro. Ciężarki mogą być w postaci worków ze śrutem (nie niszczą ostrymi krawędziami odzieży), prostych klocków (najtańsze, ale czasem człowiek musi je przenieść na pasie na ubraniu, ostre kanty mogą zniszczyć odzież) i klocków powlekanych gumową powłoką (moim zdaniem najlepsze rozwiązanie). Tylko żeby było jasne – ja już od dłuższego czasu lansuję wizję, że nurkowanie z balastem na pasie to już przeszłość. Balast powinien znajdować się w odpowiednich kieszeniach zintegrowanych z naszym sprzętem wypornościowym (jacketem lub skrzydłem). Pas obecnie służy mi jedynie do przenoszenia balastu. Wydatek około 300 – 400zł.

Po pasie balastowym była kamizelka, albo nawet równocześnie. Już nie pamiętam dokładnie. Wiem, że na ten zakup zdecydowałem się po wyjeździe, gdzie dostałem kamizelkę z uszkodzonym kolankiem od inflatora. Potem kolejne zakupy były głównie wywołane impulsem przygód z wypożyczonym sprzętem. Dobrze się jednak działo, bo ja długo zwlekałem z zakupami i się przed tym broniłem.
Do wyboru mamy albo klasyczny „jacket”, czyli po naszemu po prostu kamizelka, albo „skrzydło”. Popularna jest opinia, że „jacket” dobry jest na start, a potem i tak większość przesiada się na skrzydło. Jeżeli jednak będziecie mieli okazję wcześnie przetestować skrzydło, spróbujcie. Zupełnie inne doznania. Długo myślałem, że kupię jacket. Cały kurs zrobiłem na tym rozwiązaniu, potem rekreacyjne nurki też na kamizelce. Jednak zawsze miałem wrażenie, że jacket zabiera mi sporo swobody pod wodą. Znowu Rudi dał mi szansę przetestować skrzydło. I to było po prostu BINGO. Z przodu swoboda, cały balon gdzieś z tyłu. Różnice pomiędzy tymi patentami są ogromne. Dużą zaletą kamizeli jest jej praca na powierzchni. Pompujemy jacket do pełna i po powierzchni pływamy jak królowe i królowie. Brakuje tylko drinka z palemką i kapelusza słomkowego. Skrzydło na powierzchni to dla niektórych mordęga. Skrzydło cały czas próbuje nas położyć. Jeżeli go nie opanujemy, będziemy kładli się na twarz, ale jak się nauczymy z nim żyć w zgodzie, nagle się okaże, że całkiem wygodnie da się położyć na plecach. Tylko warto to przetestować na samym sobie. Ja dość szybko opanowałem skrzydło i na powierzchni nie mam z nim problemów, ale na przykład w sytuacjach awaryjnych podejrzewam, że skrzydło nie ułatwi mi życia. Stawiam jednak na to, że nurkowanie głównie odbywa się pod wodą, więc mam w nosie tą wadę skrzydła. Pod wodą chyba nie znajdziecie takiego, który nie odczuje wyższości skrzydła nad kamizelą. To po prostu bajka, czysta przyjemność. Żadnego balona z przodu (ci z brzuchem zwłaszcza docenią tą cechę), ustawienie pod wodą jak w szwajcarskim zegarku, żadnego bujania, żadnego obracania się. Mniam, mniam. Przetestujcie, pokombinujcie. Podejrzewam, że pływając często na pożyczonym sprzęcie zechcecie dość szybko posiąść własną kamizelkę KRW. Kamizelki źle znoszą częste używanie przez różnie doświadczonych nurków, zwłaszcza jak jeszcze służy tym uczącym się. To w sumie delikatny sprzęt, dodatkowo musi leżeć na człowieku jak dobrze skrojony garnitur. Jeżeli dobrze ułożymy się z konkretnym modelem, będzie nam się pływać idealnie, ale na następny nurek dostaniemy troszkę inny model, albo inaczej używany i będziemy z nim walczyć od nowa. Łatwo też trafić na kamizelki z jakimiś wadami, uszkodzeniami, których nie wykrył (lub udaje, że nie wykrył) wypożyczający. Mi udało się trafić na kamizelkę z uszkodzonym kolankiem inflatora (był po prostu pokruszony, a że na mocowanie zasłonięte jest nakrętką, o uszkodzeniu dowiedziałem się dopiero w wodzie), na zerwane plastikowe złączki, na przetarte paski, na zbyt luźne konstrukcje. To było po prostu męczące.
Skrzydło kosztowało coś koło 1600zł i ani trochę nie żałuję tego zakupu. Obecnie typowe konstrtukcje to wydatek rzędu 2000zł. Prostsze jackety i rekreacyjne skrzydła (choćby z Decathlonu) – bliżej 1600zł.

Na plecach skrzydło Dive System – po 15 latach przeszło na emeryturę.

Polecam przeczytać inny mój wpis To w końcu jacket czy skrzydło”.

Długa przerwa w finansowaniu nurkomanii i w końcu zakup automatu. Decyzja spowodowana tym, że na jednym wyjeździe dostałem automat z bardzo, bardzo, bardzo… bardzo długim przewodem do drugiego stopnia. A do tego, chyba żeby zachować jakąś równowagę w przyrodzie, ultrakrótki przewód do manometra. Tak krótki, że o odczyt ciśnienia w butli musiałem prosić partnera. A wszystko przez to, że organizator wyjazdu (przez sympatię nie wymienię z nazwiska) zapomniał sprzętu dla mnie i pożyczaliśmy na miejscu. Kolejny impuls, żeby wydać pieniądze. No to ciach. Tu się przyznam, że chyba przedwcześnie podjąłem decyzję, nie mając jeszcze dość wiedzy o doborze tego urządzenia, zdałem się znowu na wiedzę Rudiego, który zaproponował coś ze swojej oferty. Na szczęście był to bardzo popularny wtedy model Scubatech R2 Ice, któremu już się przyglądałem na Allegro i w innych sklepach internetowych. Model okazał się być idealnym rozwiązaniem na debiut. Miał wszystko co potrzeba, firma solidna, dobre opinie, niedrogi serwis. Jednak w tej kwestii doradzam brak pośpiechu, pływanie na wypożyczonym sprzęcie, na możliwie najróżniejszym sprzęcie, pytanie innych nurków, słuchanie ich opinii. Nie idzie o ich pochwały dla sprzętu, ale warto badać, co skłoniło ich do wyboru danego modelu, czyli na co oni zwrócili uwagę i czy przypadkiem ten element nie będzie miał dla nas znaczenia. Ci nurkujący w polskich wodach i w trudnych warunkach będą stawiać zawsze na sprzęt dostosowywany do takich warunków, posiadający dodatkowe patenty zmniejszające ryzyko zamarzania układów. Od razu nadmienię, że ten automat poszedł już na części. Niestety, pierwsze stopnie Scubatecha nie były wtedy wykonane z solidnych materiałów i mój po prostu po pewnym czasie zaczął się sam rozregulowywać. Kupując automat sprawdźcie, ile będzie kosztować was serwis ich. Każdy automat powinien być przejrzany co sezon, lub maks co dwa lata. Wymiana uszczelek, regulacja, sprawdzenie pracy (to urządzenie odpowiedzialne za nasze życie – nie oszczędzamy na tym!). Serwis z wymianą wszystkich obowiązkowych części zużywających się to teraz koszt okolic 500zł. Teraz ceny kompletnych zestawów automatów (podstawowy automat, zapas „octopus”, manometr) zaczynają się mniej więcej od 2000zł.

Scubatech R2 ICE i butla 12l

Komputer nurkowy był następny. I tutaj chyba niespecjalnie jest co testować. Wystarczy znowu popatrzyć na wyposażenie innych, posłuchać, jakie cechy komputera mają znaczenie przy wyborze. Jak człowiek nie chce szaleć, sięgnie pewnie po podstawowe Suunto, Cressi, Aqualunga, czy Maresa. Ja wtedy wybrałem Suunto Vypera (starszą wersję, odpowiednik obecnego Zoopa). Komputery Suunto ZOOP są obecne na rynku od kilku ładnych lat i kolejne opinie tylko potwierdzają, że to bardzo udana konstrukcja. Generalnie Suunto jest dobrym wyborem. Na początku przygody nie szalejcie z opcjami – nie musicie mieć od początku ekranu LED, dodatkowych funkcji (kompas elektroniczny, podawanie ciśnienia przez zewnętrzny nadajnik zamontowany na butli, itd.). Wybierzcie komputer, który obsłuży ewentualnie nitroks, bo ten kurs pewnie dość szybko zrobicie i zdarzy wam się na jakimś wyjeździe zanurkować na nitroksie. Podstawowe komputery: Aqualung i300, Cressi Leonadro lub Giotto, Mares Puck Pro+ lub Suunto ZOOP Novo to są jednostki wręcz idealne na start, a wydatek rzędu 1200- 1400zł a czasem nawet poniżej. Jeżeli już się marzy wam komputer ze „świecącym” ekranem to fajną propozycją jest Aqualung i330r za rozsądne pieniądze. Jest też marka legendarna wśród nurków, słynąca ze swojej niezawodności i długowieczności: Shearwater. Długie lata robili sprzęt tylko dla nurków technicznych, ale teraz w ofercie mają fajny komputer rekreacyjny Peregrine. Nie jest tani, ale będzie to komputer na wiele lat i będzie wam służył w miarę rozwoju nurkowego.

Przejdźmy płynnie do kompasu. Nie kombinujcie z kompasami zintegrowanymi z konsolami (z manometrem) czy w komputerach. Chcecie widzieć jednocześnie komputer i kompas – najlepiej na jednym ręku. Jeden rzut oka i znamy głębokość i kierunek. A zatem zostaje noszenie kompasu na pasku, jak zegarek lub na gumkach bungee – i wtedy na dłoni lub na przegubie ręki. Wtedy można go sobie dowolnie ułożyć blisko komputera, albo na drugim ręku, albo tam, gdzie wygodnie. Trzymanie kompasu na wierzchu dłoni to wygodne rozwiązanie, bo dłonią można lepiej manewrować niż przegubem. Grunt by busolę móc łatwo ustawić w jednej linii z oczami, tak by orientacyjna linia na kompasie wskazywała idealnie na wprost przed nas. Tylko wtedy mamy pewność, że wyznaczamy kierunek prawidłowo. W mądrych książkach wręcz pokazują, że rękę z kompasem należy ująć drugą ręką i ustawić kompas prostopadle do twarzy. Montaż busoli na gumkach gdzieś w innych miejscach nie ma więc sensu. Kompas to prosta konstrukcja, do wyboru mamy kilka firm produkujących kompasy. Liczy się dosłownie pięć, może cztery firmy. Wszyscy jednak polecają Suunto SK-8, bo zakres wychylenia największy (czyli teoretycznie możesz płynąć głową w dół, do góry, albo pod dziwnym kątem i kompas będzie w stanie wskazać północ w tej pozycji). Coś jest na rzeczy. Ja się z tłumem kłócić nie będę. Cena 370zł.

Następny zakup to butla. Koniecznie pragnąłem mieć już komplet by uniezależnić się od grupy i móc w razie czego pojechać gdzieś sam. Tak, tylko co z tego, jak sobie nie wystrugam partnera do nurkowania. Żony jeszcze nie namówiłem na kurs, jeden znajomy, co kiedyś nurkował, teraz ukochał sobie latanie na „glajcie” (paragliding), na nurkowanie szkoda mu kasy, a poza tym już tak długo nie nurkował, że musiałby sobie przypomnieć wszystko. Wymyśliłem sobie, że kupię butlę 12l, bo kręgosłup mam dość słaby, trzeba ograniczać obciążenie, a 15l jest do tego strasznie nieporęczna. Zakup butli wcale nie zdejmuje z nas regularnych kosztów – własną butlę trzeba jeszcze ładować, przeglądy i legalizacje robić. Chyba się pospieszyłem z tym zakupem. Były momenty, że żałowałem zakupu 12l, bo w końcu większość posiadaczy 15l potrafi na jednym ładowaniu zaliczyć dwa pełne nurki. Ja teraz też jestem w stanie zrobić dwa nurki na 12l, ale w Polsce zdecydowanie popularniejsze są butle 15l. Z dwunastką ten plus, że z czasem, jak znajdzie się pieniądz, kupi się kolejną 12 i zrobi się zestaw dwubutlowy – łączony, albo każda butla oddzielnie. W ostatecznym rozrachunku uważam, że dokonałem dobrego wyboru. Koszt 1200zł.

Latarka – nie ograniczajmy się do samego Allegro i swojego centrum nurkowego. Na rynku polskim są wyspecjalizowane firmy, które produkują wysokiej jakości światła od modeli najprostszych do bardzo drogich i mocnych systemów oświetleń. Ja szukałem na początek dobrego światła typu backup, który mógłby mi służyć póki co za główne światło. Są tego typu światła. Między innymi wybrany przeze mnie jako pierwszy – LED Tecline LED US 15, ale i Ammonite, i Gralmarine, i Hi-Max mają w swoich ofertach tego typu światła z jednym lub trzema LEDami. Ekonomiczne, wydajne i mocne światła typu backup w  zupełności wystarczą na nurkowania w polskich wodach. Wyposażyć się tylko w dobre ładowane akumulatorki i ładowarkę i można z powodzeniem używać tych latarek jako głównego światła. LED US 15 jest dość długą latarką, jak chcę ją schować w kieszeń balastową przy skrzydle, to ledwo się mieści. Dodatkowo zasilana jest trzema bateriami R14 (bądź porównywalnymi akumulatorkami, bądź mniejszymi akumulatorkami z zastosowaniem odpowiednich reduktorów) – jeżeli zdecydujemy się na ładowane akumulatorki, trzeba będzie myśleć o ładowaniu – nie każda ładowarka obsługuje ładowanie nieparzystej ilości akumulatorków. A jak kupujemy baterie nieładowane – nie wszędzie sprzedają te baterie na sztuki. Zatem długość latarki i nieparzystość bateryjek zaliczam jako wadę latarki. Teraz wybrałbym na pierwsze światło Ammonite LED Stingray, Hi-Max X-5 lub coś w tych gabarytach. Te szatany mają już naprawdę dobrą moc i czas świecenia a ich wymiary są wręcz znakomite. Latarka tego typu to wydatek rzędu 350zł.

A jak ktoś marzy o nagrywaniu wideo, niech koniecznie pomyśli o odpowiedniej wersji takiej latarki z nieskupionym światłem, ale to nie jednej tylko dwóch, do tego musi być stabilny i poręczny uchwyt, no i kamerka. Na start duży wydatek a jeżeli jeszcze nie czujemy się pewnie pod wodą, odpuśćmy sobie filmowanie i skupmy się na szlifowaniu technik pływania.

Ammonite System to polski producent świateł dla wymagających nurków.

No i mamy ponad dziesięć tysięcy złotych, za jakiś czas człowiek dojrzeje do zakupu suchego skafandra (zwykle drugie tyle, bo suchy to też dodatki: ocieplacz, kaptur, inne rękawice, itd), bo jest to normalna decyzja w przypadku nurków zwiedzających regularnie polskie zbiorniki.

Nie chcę straszyć, ale podliczając ten sport, raczej małych sum nie osiągniecie. Tylko porównajcie to sobie z innymi sportami. Ile jest dyscyplin, które wymagają skomplikowanego sprzętu ratującego, lub podtrzymującego życie, które w ogóle wymagają specjalistycznego sprzętu? Wspinaczki, różne formy latania, czy skakania z jakimś kawałkiem materiału na plecach. Ktoś coś dorzuci? Ktoś przedstawi koszty z tym związane?  A teraz najważniejsza sprawa – trzy czwarte sprzętu kupiłem na raty. To też kolejny plus korzystania z usług swojej grupy nurkowej. To wszystko rozkłada się jeszcze na dobre dziesięć lat inwestowania. Jak ktoś będzie zacięty, będzie mógł częściej inwestować w nurkowanie, ale też nie będzie posiadać niezwykłego budżetu, podobnie jak ja, zapewne będzie w stanie w ciągu dwóch, trzech lat to wszystko zdobyć. Ja jednak do tego nie namawiam, nie idzie o szybkie zdobycie sprzętu, ale o zdobycie sprzętu odpowiadającego naszym upodobaniom i potrzebom. Bez opływania się na cudzym sprzęcie, bez opływania się w ogóle, bez posprawdzania wielu opcji nie wyobrażam sobie by wszystkie zakupy były udane. Nie spieszmy się z zakupami. Na kurs idziemy co najwyżej ze sprzętem ABC (maska, płetwy, rura, ewentualnie płetwy paskowe plus buty nurkowe). Po zakończeniu kursu zaczynamy inwestować: skafander, kamizelka. Te sprzęty są bardzo osobiste i muszą być do nas dobrze dopasowane. Wydaje się, że własne narzędzia nawigacyjno rejestrujące powinny pójść przed automatem i butlą – butla to w ogóle obecnie sprzęt mocno opcjonalny (za granicę jej nie weźmiemy, często w Polsce prościej jest ją pożyczyć niż trzymać w domu). Własna latarka też chyba powinna zmieścić się przed automatem i butlą. Pas balastowy i inne detale to nie są duże koszty, więc wykonujemy je w tak zwanym międzyczasie, zależnie od okazji i potrzeb.

Avatar: część II

To jest II część wywiadu, rozmowy przeprowadzonej z Marcinem Bramsonem – instruktorem nurkowań dekompresyjnych, rebreatherowych. W trakcie tej rozmowy wymieniamy nasze uwagi odnośnie używania skafandra Avatara w różnych warunkach i okolicznościach. Zastanawiamy się, komu warto polecić ten skafander, czy to dobry pomysł na pierwszy skafander w życiu i czy jest ktoś, dla kogo to nie jest dobry wybór. Zapraszam do lektury. Pierwszą część wywiadu znajdziesz TUTAJ KC To jest obserwacja z innych skafandrów, że to jest element stały każdej konstrukcji skafandra, niezależnie od wybranego typu kryzy szyjnej. To docieplenie zawsze tam jest. W BARE tak mam też, pomimo posiadania już chyba trzeciej kryzy neoprenowej, dalej jest neoprenowe docieplenie. Jednak tutaj w żaden sposób to nie przeszkadza przy zakładaniu. Akurat ten element mi w niczym nie przeszkadza w Avatarze, bo ja – tu już możemy zdradzić – zdecydowałem się na kryzę lateksową. Ja się celowo skazałem na kryzę lateksową… MB … Podoba mi się to „Skazałem się” (śmiech). KC Ja wiem, rozumiem. Znam opinie użytkowników, sam sobie wyrobiłem podobną. Kryza neoprenowa w użytkowaniu jest zwyczajnie przyjemna, wygodna, fajnie się ją zakłada, zdejmuje. Nie uciska, a jedyny jej użytkowy mankament, to że może się źle ułożyć i podcieknąć. Zwłaszcza, jeżeli jest troszkę grubszy i sztywny materiał. Miewałem już różne kryzy neoprenowe i za każdym razem były różnej grubości i elastyczności. Nawet jeżeli człowiek uważa na ruchy głową, dobrze wywija kryzę, jednak czasem neoprenowa kryza potrafi się tak ułożyć, że coś tam podcieknie do wewnątrz. Mimo wszystko ja znalazłem jedną, dla mnie dość poważną wadę kryzy neoprenowej. Jeżeli człowiek używa skafandra cały dzień i ta kryza nie ma czasu zwyczajnie wyschnąć w międzyczasie to się zamienia po prostu w kisiel. Jest to nieprzyjemny kisiel, nieprzyjemnie pachnie. Neopren, jak się go nie wysuszy dobrze, zaczyna się niefajnie ciągnąć, degenerować i do tego szybko zaczyna nieprzyjemnie pachnieć. Podkreślam, nie jest to związane z higieną osobistą (śmiech). Stąd do tego typu prac wybrałem kryzę lateksową. Przy czym ja wcześniej nurkowałem niejednokrotnie w skafandrach z kryzami lateksowymi i nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało. Jedyne, czego się obawiałem to właśnie termika, ale to docieplenie robi robotę i mi to w niczym nie przeszkadza. Z samym przeciskaniem się przez kryzę nie mam kłopotów. Tu zwrócę też uwagę, że mam nietypowo szeroką głowę i mam na przykład ogromny problem z doborem kapturów. I tu muszę podkreślić, że mnie zaskoczył kaptur, który przyjechał ze skafandrem. Ja się tego w ogóle nie spodziewałem. Zakładałem, że skoro skafander teoretycznie jest z półki „low budget” to nie zakładałem, że w zestawie przyjdzie kaptur. Wydaje mi się, albo nie pamiętam, żeby ktokolwiek mnie przy zamawianiu pytał o rozmiar kaptura. Ten, który przyjechał, od razu na mnie pasował a ja na przykład długo dobierałem sobie kaptur wcześniej. Na przykład nie pasuje na mnie żaden rozmiar lubianej marki kapturów Fourth Element. Z Santi też się mierzyłem i potwierdzam to, co większość użytkowników zwracało uwagę, że te kaptury „ciągną szczękę”. A tu tego problemu nie ma. Bardzo wygodny, elastyczny i dobrze przylegający. Nie wiem czy ty w ogóle używasz tego kaptura. MB Używam, choć z innych względów. Jednak mogę to potwierdzić. To mnie zaskoczyło, z resztą jak większość użytkowników, których znam, a którzy używali też skafandrów Santi, że kaptur Avatara jest dużo wygodniejszy od kapturów Santi. KC Ciekawe, co nie? MB Nie wiem, z czego to wynika, ale tak jest. Druga rzecz, z którą nie wiem czy się ze mną zgodzisz. A już tym bardziej czy się Tomek Stachura (właściciel obu marek) ze mną zgodzi, ale to już mnie mniej interesuje (śmiech), że ja bym w ogóle nie pozycjonował w kategorii skafandrów budżetowych. Z tego powodu, że to jest skafander, który ma wszystko, co powinien mieć. To nie jest skafander, który zrobiono tak by był najtańszy – „zabierzmy wszystko z wyposażenia by obniżyć cenę”. Fakt, że ten skafander rzeczywiście jest teraz jednym z najtańszych skafandrów na rynku nie wynika z jakości użytych materiałów, ale z modelu produkcji, dystrybucji i sprzedaży. Mi się zawsze kojarzy niska cena z gorszą jakością a tutaj jest to pełnowartościowy skafander, tylko tutaj jest tak jak z Fordem w jego początkach, że mogłeś mieć ten samochód w każdym kolorze o ile tym kolorem był czarny. Tak jest z Avatarem. Możesz mieć go w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to ten niebieski policyjny… KC … Listonoszowy! (śmiech) MB I w każdym rozmiarze, pod warunkiem, że jest to rozmiar z tabeli. I tyle. Byłem kilka razy w fabryce, gdzie te skafandry powstają. To jest zupełnie inny proces produkcyjny. Teraz mogę nie podawać precyzyjnie, nie chcę wprowadzać w błąd, ale o ile dobrze zapamiętałem to skafander Santi potrzebuje czternastu dni na to by zostać uszytym. Czyli od zera do uszycia go ręcznego musi upłynąć co najmniej czternaście dni roboczych. A Avatar powstaje w jeden dzień. Tu zostaje zmieniona technologia, sposób sprzedaży i trochę marketing. Dzięki temu ten skafander jest skafandrem relatywnie tanim. Ja bym nie nazywał go skafandrem budżetowym. To jest po prostu gotowiec. KC Wiesz co, użyłem tego określenia nie bez powodu, bo słuchałem ostatnio wywiadu Agnieszki Hrynkiewicz z Santi. To był jeden z podcastów „Spod Wody” i tam właśnie Agnieszka używała okrągłych słów i sformułowań. Widać, że próbowała nie użyć bezpośrednio tego określenia. Padały takie określenia jak „skafander w optymalnej cenie” czy coś takiego, jakieś takie fajne określenie użyła. Umówmy się, tutaj wyraźnie jednym z zamierzeń było, żeby cena, o przypomniałem sobie słowo – cena basic. Jednak ja to też potwierdzam, że nie mam odczucia obcowania z tanim skafandrem, bo miałem też do czynienia ze skafandrami celującymi w niższą półkę cenową. I tam się rzeczywiście pojawiały takie rozwiązania typu, że jeżeli torba do skafandra to za dopłatą, kaptura w standardzie nie ma, zdarzają się też przypadki, co dla mnie jest totalnym kuriozum… MB … Że nie ma kieszeni. KC Dokładnie, że nie ma kieszeni. Dla mnie to jest bezsens, to po co w ogóle sprzedawać suchara. Suchar bez kieszeni to tak jakby dostać połowę suchara. MB Dla mnie Avatar jest produktem standard a Santi – produktem premium. KC Odnośnie kieszeni za dopłatą – kiedyś spotkałem się z takim modelem sprzedaży u jednego producenta aut, niemal na zasadzie „chce pan kierownicę to trzeba dopłacić”. Dla mnie skafander bez kieszeni to produkt niekompletny, wybrakowany. Ktoś kupujący świadomie skafander suchy właśnie chce mieć te kieszenie, bo jest nauczony, że tam może schować kilka rzeczy, których nigdzie indziej nie schowa, nie przyczepi. MB Sprzedaż skafandra bez kieszeni jest jak sprzedaż auta bez kół. No można tylko, że nie da się tego używać. Ja rozumiem, że P-Valve (opcjonalny zawór pozwalający nurkowi bezproblemowo oddawać mocz poza skafander, bez konieczności rozbierania się) to tak jak wybór pomiędzy autem z klimatyzacją i bez. Za to można dopłacić ekstra. Jednak są takie rzeczy, które powinny być i definitywnie kieszenie są „must have”. KC I teraz co mogę powiedzieć, co widzę jako ukłon ze strony twórców Avatara a w zasadzie samego Tomka Stachury w stronę bardziej wymagających i doświadczonych nurków to pogrubienie na patce kieszeni. On sam o tym mówił w wywiadzie ze mną w 2020r (WYWIAD Z TOMKIEM STACHURĄ), że wprowadził ją w skafandrach Santi bo sam miał problem kiedy próbował wyjąć coś z kieszeni w trakcie nurkowania i nie był w stanie namacać patki w grubej rękawicy. Pomyślałbyś „ok, jest w Santi, nie musi być w Avatarze, chociażby żeby podkreślić różnicę między nimi”. A tu niespodzianka, tadam, jest zgrubienie także w Avatarze, które ułatwia namacanie i otwarcie kieszeni w trakcie nurkowania. Przejdźmy do kolejnego szczegółu. Szelki. Ja jestem już wielkim fanem rozwiązania Santi. Nie jest właścicielem skafandra Santi, ale tyle razy, ile nurkowałem w ich skafandrach, chwaliłem to rozwiązanie. Szelki zaczynają się dużo wyżej a niżej jest wstawka z materiału przypominająca trochę spodnie typu ogrodniczki. Nawet nie chodzi o kieszeń, która się znajduje na tej wstawce, ale dzięki temu, że szelki zaczynają się dużo wyżej, nie mają tendencji do rozchodzenia się, zsuwania się na boki. Nie mają też tendencji do tej elastycznej pracy przez co, jak się chodzi w skafandrze do połowy zdjętym to on nie pracuje tak góra dół. Szelki w Avatarze już są bardziej standardowe, ale nie są złe, czego się obawiałem. Zachowują się całkiem poprawnie, ale może to sprawa małej wagi skafandra. Ty masz do nich jakieś uwagi? MB Uważam, że zaletą jest to, że są. Znaczy uważam znowu, że to, że są, nie stawia tego skafandra w kategorii skafandrów budżetowych. W tanim skafandrze próżno szukać szelek. KC Ja się już nie spotkałem ze skafandrem bez szelek. Tym mnie zaskoczyłeś. MB Ja się z tym spotkałem, że albo w skafandrze nie było szelek, albo były w opcji, za dopłatą. KC Zrozumiałbym jeżeli dotyczyło to starszych modeli konstrukcyjnie – tych nie teleskopowych. Tam bym jeszcze zrozumiał brak szelek. Ale nawet w takim skafandrze brak opcji zdjęcia go do połowy i zawiśnięcia na szelka jest nie do pomyślenia. To dla mnie nie jest pełnowartościowy produkt. MB Wracając do szelek Avatara. Nie oceniam ich konstrukcji jako wady bo unikam noszenia skafandra zdjętego do połowy. Staram się zakładać skafander tuż przed nurkowaniem i w miarę szybko go zdjąć po. To już nawet troszkę weszło mi w nawyk. Jeżeli w ciągu dnia robię dwa nurkowania, albo chodzę, nie daj boże, w skafandrze długo przed nurkowaniem i się spocę to moim zdaniem pozbawia mnie to komfortu użytkowania. Jedną z zalet tego skafandra jest szybkość ubierania się, dlatego szelki nie są dla mnie żadnym problemem, w takiej formie. Za to jest inna rzecz, która jest fajna. Mianowicie buty. KC O! No właśnie. MB Ty na co dzień nie nurkujesz w skafandrze Santi, więc być może nie dostrzegasz tej subtelnej różnicy. KC Ale ja ją znam i chyba wiem, o co ci chodzi. Opowiedz o tym. MB Buty w Avatarze są dużo bardziej komfortowe niż w Santi. Przepraszam, użyłem dużego skrótu myślowego, bo w Avatarze w standardzie są Flexsole i chyba nie ma innej opcji a w Santi są trzy opcje do wyboru. Oczywiście porównuję Flexsole do Flexsoli i te, które są w Avatarze, są mega wygodne w zakładaniu, zdejmowaniu. Ja mam dość wysoką nogę w podbiciu i dla mnie ma to duże znaczenie dla sprawności jego założenia i zdjęcia. KC Ja odnośnie butów po pierwsze byłem świadomy, że jest dużo uwag w stosunku do Flexsoli używanych w Santi, chociaż mi się wydaje, że to zostało poprawione w którymś momencie. W sensie, że zmieniono w pewnym momencie model tych Flexsoli. Narzekano na zbyt miękkie podeszwy, trochę się tego obawiałem w Avatarze. Jednak póki co, zdarza mi się w twinsecie wchodzić po drabinkach i zwracam uwagę na obciążenie stopy i póki co nie spotkałem się z sytuacją, że ta podeszwa była za miękka. Jest całkiem w porządku. To, co powiedziałeś odnośnie podbicia, bo ja też mam z tym kłopoty choć nie mam wysokiego podbicia. Jednak w używanej konfiguracji ocieplenia – używam dość grubej walonki do tego nachodzi ona na ocieplacz schodzący do kostki. Używane dotąd BARE ma bardzo przyzwoite buty i nie ma tam na przykład tej taśmy na rzep do ściągania obwodu buta nad kostką. Jednak mam duży kłopot, żeby wyciągnąć nogę z buta, jest na tyle wąski obwód przy kostce. Nie mam tego problemu w Avatarze i uważam, że w tym przypadku buty to bardzo udany element skafandra. Chciałem cię teraz zapytać o inną rzecz. Odnoszę wrażenie, że od początku istnienia marki były montowane w skafandrach wysoko profilowe zawory upustowe Apeksa. Ja nawet o tym zapomniałem przy zamówieniu i nie wskazałem tego, że wolałbym nisko profilowy zawór i z automatu dostałem nisko profilowy. Jak to jest? Ty w swoich skafandrach masz nisko profilowy, czy inny, czy to w ogóle zamawiałeś? MB Ja mam niestety nisko profilowy, bo wolę właśnie ten wysoko profilowy (śmiech). Jednak to jest chyba kwestia kompletnie losowa i pandemiczna, że dostępność niektórych elementów jest dość losowa. Santi od dawna stosuje zawory Apeksa, a ostatnio dostawy są jakie są. Myślę więc, że tu nie ma wyrobionego standardu. Chyba są obydwa dostępne. Nie ma w specyfikacji, czy wybierasz taki, czy taki. Chyba to kwestia przypadku i dostępności, który dostaniesz. KC Bo ja gdybym miał wybór, zostałbym przy Sitechu, gdzie już ten podstawowy model jest dostatecznie dobrze wyprofilowany, że nie stwarza żadnych problemów przy ściąganiu i zakładaniu. Niewiele miałem do czynienia z wysoko profilowym Apeksem, ale nie miałem z nim specjalnych kłopotów, jednak patrząc na jego konstrukcję aż czuję, że ta konstrukcja mówi jakby producenci jasno powiedzieli „chcemy by on zawadzał o wszystko”. Wygląda jak brzydki, wyrośnięty pryszcz do wyciśnięcia. MB Ja używam go w praktycznie każdym skafandrze, poza Avatarami, i nie mam z nim problemów a zwłaszcza takich, że mi on podcieka, co niestety te nisko profilowe, a zwłaszcza Sitechy potrafią. KC No tak, to się im zdarza. MB Ja akurat nie mam najlepszej opinii o zaworach Sitecha, bo mają one dość dużą tendencję do zapiaszczania. KC Potwierdzam. MB U mnie to wynika z warunków nurkowania w specyficznych miejscach, ale tam się po prostu łatwo dostaje piasek i trudno potem zaworem obracać. KC Potwierdzam to, ale jak widać, jestem jednak mniej doświadczonym użytkownikiem bo po prostu miałem przekonanie, że tak musi być (śmiech) i nie miałem pojęcia, że w wysokich Apeksach to się nie zdarza. To jest dobra uwaga. MB To wynika z jego konstrukcji i dlatego jest on taki wysoki, że się nie da tego, co jest w środku zrobić w zaworze niskim. KC A widzisz, zatem kochani użytkownicy, wybierajcie wysoki zawór Apeksa. Z resztą jak się człowiek nauczy dobrze go układać i uważać na niego przy zdejmowaniu i zakładaniu uprzęży to nie jest to jakiś dramat. MB On ma też swoje wady a mianowicie on wymaga lepszego opływania w skafandrze, ponieważ wolniej wypuszcza gaz niż nisko profilowy. KC Mhm? Hmmm, jakoś tego nie zauważyłem i nie odczułem. MB Oj tak, zdecydowanie. KC Ja mam wrażenie, że ta konstrukcja, gdzie on jest wyższy niż szerszy powoduje, że on się czasem źle układa i wtedy nieefektywnie wyprowadza gaz. Wydaje mi się, że przy nim trzeba po prostu bardziej świadomie pracować ramieniem tak by się dobrze ułożył zawór. Obserwuję to zwłaszcza przy kursach na suchy skafander, zwracam uwagę, kiedy częściej użytkownicy muszą walczyć z ułożeniem zaworu by wypuścić gaz, niż w przypadku zaworu nisko profilowego. MB Zdecydowanie wymaga on więcej uwagi. KC No dobrze, jeszcze z takich minusów i plusów, jakie sobie wynotowałem. Wspomniałeś o tym kolorze już. Znaczy tak, dla mnie kolor jest kwestią wtórną. Wielu użytkowników pewnie też tak powie. Tym niemniej na jakimś etapie być może producent mieć z tym kłopot by zdobywać nowy rynek, że jednak dużo użytkowników odrzuca ten skafander z powodu doboru koloru. Może, gdyby był dostępny ten słynny podstawowy kolor Forda, czyli czarny? MB Nikt nie powiedział, że go nie ma. KC No tak, jednak oficjalnie skafander w sprzedaży dostępny jest w jednym kolorze. Oczywiście, chodzą słuchy, że ktoś tam: „krewni i znajomi królika”, mogą i że ktoś tam specjalny też może zamówić go w innym kolorze. I że były testy innych kolorów. Ja rozumiem argumentację, że to podnosi koszty ze względu na logistykę, czyli trzymanie tych iluś tam opcji na magazynie. MB Do tego pełna rozmiarówka. Każdy kolor w każdym rozmiarze. Jeżeli Santi chce zapewnić sprzedaż od ręki to musi się liczyć z kosztami magazynowania. Każdy dodatkowy kolor to są dodatkowe koszty. Santi raczej nie jest jak polski rząd a Tomek jak Morawiecki i rozumie, że pieniądze nie biorą się znikąd i je rozda. Jak coś dołoży to musi za to zapłacić. Wiadomo, że pracownicy Santi na to zrzutki nie zrobią, tylko klient, skoro chce by mieć wybór, no to proszę bardzo, ale będzie to kosztowało dodatkowe pieniądze i nie tylko tego, który wybiera kolor, ale wszystkich. To podnosi ogólne koszty produkcji, dystrybucji i magazynowania. KC Tak. MB I tak, jest to wada, ale warto na to spojrzeć, że dzięki temu skafander kosztuje teraz – strzelam – chyba czterdzieści procent mniej niż topowy skafander Santi. KC Potwierdzam, robiłem niedawno rozpoznanie na rynku dla swoich klientów i porównywałem ceny różnych skafandrów. Muszę przyznać, że cena plasuje się teraz bardzo dobrze. Mówię tu o markach takich szeroko dostępnych, na całym świecie. Uznanych markach. Nie mówię tu o lokalnych produktach, które będą wygrywały zawsze bardziej bezpośrednią dystrybucją. Ja już chyba wymieniłem wszystko z wynotowanych minusów i plusów. Czy ty masz jeszcze coś do dodania? MB Wiesz, co? Jak już możemy sobie pomarudzić, poszukać dziury w całym to ja jeszcze wymienię jedną wadę – ograniczona rozmiarówka. Jak się przyjrzysz to Avatar ma dużo mniejszy zakres rozmiarówek niż standardowe rozmiary Santi. Mówię o tym, bo ostatnio jeden z moich studentów, który relatywnie mało nurkuje i był w stanie zdecydować się na to, że to będzie Avatar. Po sprawdzeniu tabeli rozmiarów i przymiarkach okazało się, że jeden jest dla niego za mały, drugi – skrajnie za duży. Nie było nic pośrodku. Tu skończyło się na Santi, bo tam było można ten rozmiar dobrać i dopasować. To też trzeba się z tym liczyć, że może się nie uda dobrać skafandra perfekcyjnie, albo znam też takie przypadki, że cały skafander jest dobry, ale rękawy są przydługie, albo w klatce trochę wisi. Pewnie większość młodych nurków nie pamięta czasów, kiedy skafandry były dostępne w trzech rozmiarach, bo był M, L i XL i koniec. XL miała rozmiar buta 47 i ludzie to kupowali, z reguły pływali w niedopasowanych skafandrach i wszyscy byli szczęśliwi. Teraz nam wszystkim trochę „poodpierdzielało”, bo mamy świadomość, że dobrze dobrany skafander zmienia percepcję nurkowania. Kiedyś skafander był uszyty ze sztywnej cordury bez teleskopowego torsu, krok był między kolanami, ale można było chociaż kucnąć. Jak już człowiek był ubrany i mu coś upadło, nie był w stanie tego podnieść i ludzie żyli. Pod wodą potem się to jakoś „dopasuje”, ciśnienie ułoży skafander na ciele, pas kroczny podciągnie krok, jest ok. Santi nas rozpieściło z tym, że jednak ten skafander może być zrobiony idealnie a nie tak sobie. Tutaj jest ta wada, że rozmiarówka jest ograniczona i może się zdarzyć, że nie da się dobrać skafandra idealnie pod człowieka. To znowu wynika z tego, że jeżeli tej rozmiarówki byłoby więcej to koszty magazynowe byłyby większe co dałoby wyższą cenę. KC No dobra, bardzo ważnym elementem tej całej otoczki związanej ze skafandrem nurkowym jest serwis. Nie ma rzeczy niezastąpionej, bezawaryjnej. Skafandry, pomimo, że w sumie prosta rzecz – wystarczy skleić ze sobą elementy – też ulegają awariom. Ja pod tym kątem też sobie temat przygotowywałem jeżeli chodzi o mój zakup. Pytałem ludzi, którzy używają tych skafandrów dość często i gęsto. Na przykład zapytałem Jozsefa Spanyola (węgierski instruktor nurkowania, prowadzący regularnie nurkowania jaskiniowe i nurkowania w zalanej węgierskiej kopalni Kobanya w Budapeszcie). Jozsef powiedział, że zdarzają się mu jedynie pojedyncze dziurki, które sam sobie nawet zakleja, nie wysyła tego do serwisu, robi to we własnym zakresie. Ja wiem, że ty miałeś przynajmniej z jednym modelem kłopoty serwisowe i warto o tym wspomnieć, bo rozumiem, że wartością jest jakość tej obsługi serwisowej. MB Zaczynając historię od początku: trzeba być świadomym, że technologia szycia skafandra Avatar jest diametralnie różna od technologii szycia Santi. Przez lata były chwalone skafandry DUI ze względu na ich trwałość, ale to wynikało z tego, w jaki sposób robione były szwy. W DUI każdy szew zalany był klejem. W Santi też każdy szew jest klejony taśmą, a w Avatarze jest to klejenie na gorąco bodajże, maszynowe. Dzięki temu ten skafander jest taki elastyczny na szwach, bo nie ma tam dużo materiału, jest taśma materiałowa, nie gumowa jak w Santi. Technologia tego jest, z punktu widzenia mojego -laika – taka jak kurtki outdoorowe, membranowe są szyte. Ona ma szwy klejone taką samą taśmą, czy podobną. Ponieważ to jest szyte czy klejone maszynowo i ten szew ma prawo się odkleić, choć nie powinien. Mam dla przykładu kurtkę membranę Berghaus za prawie dwa tysiące złotych, gdzie już trzy razy odklejał się właśnie szew i trzy razy był naprawiany. Problemem tego typu skafandrów, które dotyczą też innych producentów, są odklejające się taśmy zabezpieczające szwy. To pewnie wymaga dojścia do jakiejś wprawy, precyzji, bo jak wspomniałeś firmę Fourth Element to ona przez lata miała problem z cieknącymi skafandrami właśnie z powodu odklejających się taśm, zwłaszcza w takich newralgicznych miejscach jak krok. No i tak właśnie się z jednym z moich Avatarów stało, że – w ogóle zauważyłem to w Meksyku, że wychodziłem z nurkowania po trzech godzinach i miałem lekko mokry krok. Zastanawiałem się czy to nie jest przypadkiem problem P-valve’a, który gdzieś podcieka, więc próbowałem to na różne sposoby rozwiązać. Po powrocie odesłałem skafander do Santi i okazało się, że odkleił się kawałek szwu w kroku. Wymienili mi całe szwy bez marudzenia, naprawili i skafander jest jak nowy. Największą przewagą Santi jest właśnie serwis. Nie można zakładać, że kupimy coś, co jest niezniszczalne, albo nawet nie ma prawa się zepsuć w okresie gwarancji. To są rzeczy mechaniczne, które my używamy w wodzie. Mój skafander był dość mocno używany, nurkowałem w nim w różnych warunkach: w Polsce, w Meksyku, w jaskiniach, w Chorwacji. Byłem w nim nawet na Bałtyku na wrakach. Miałem lekkie obawy co do niego gdy miałem wejść do wraku. Jednak ja je miałem pod wodą, przypomniałem sobie potem, po wyjściu, że nie miałem takich obaw, gdy eksplorowałem wraki w Chorwacji. Temperatury wody jednak inne. Gdybym tam skafander rozerwał to by nie byłby aż tak duży problem jak w siedmiostopniowej wodzie. Poza tą jedyną rzeczą, od kiedy używam Avatara i sukcesywnie coraz więcej – mam już trzy- poza tym jednym problemem w Meksyku, nic się z nimi nie dzieje. Oczywiście nie możemy spodziewać się od skafandra, który jest cieniutki jak kurtka ortalionowa, wytrzymałości skafandra z cordury. KC Mnie przekonuje po pierwsze, że człowiek, który żyje z nurkowań jaskiniowych i w kopalniach, używa go regularnie i nie ma większych problemów. Czy to świadczy coś o użytkowniku? Z drugiej strony nieuważny użytkownik jest w stanie uszkodzić nawet cordurę. Nawet cordura ma swoje słabe punkty, czyli miejsca łączeń, gdzie może powstać dziura czy przetarcie. To też się zdarzy. Dla mnie to nie jest problem. Zalety Avatara, jego lekkość, wygoda, przykrywają wszelkie potencjalne wady tej konstrukcji i jej podatność na uszkodzenie. Jestem w stanie załatać sobie typową dziurę i już, nie ma problemu. Celowo wybrałem sobie taki skafander żeby było wygodnie i lekko by dało się chodzić w tym jak w kurtce. Czy coś jeszcze byś dodał? MB Żeby to spróbować to podsumować dość subiektywnie, odczucia o Avatarze. U mnie Avatar wziął się z dwóch względów. Raz, że potrzebowałem pilnie skafandra, drugi raz – chciałem wyrobić sobie opinię na temat tego modelu, żeby móc potem ludziom coś powiedzieć: tak, kupujcie, albo nie, unikajcie tego jak ognia, dlatego, dlatego i dlatego. Kupiłem ten skafander jako backup do backupu, staram się zawsze minimum dwa skafandry. Jeden na co dzień, drugi – na wszelki wypadek. Skafander, który miał być skafandrem zapasowym, stał się skafandrem głównym i nawet do tego stopnia, że mam oddzielny Avatar na ciepłe wody, oddzielny – na zimne, żeby nie musieć przekręcać zaworów. Moje dwa skafandry Santi wiszą na wieszakach, a eksploatuję moje Avatary i jestem z nich zadowolony. Są to jednak skafandry, które mają jakoś tak sześć – siedem miesięcy, ciężko jest mi powiedzieć, że to jest skafander wieczny. Aczkolwiek, przez ten czas tyle nurkowań, co ja zrobiłem i ile spędziły w wodzie i w podróży to myślę, że na przeciętnego nurka (w sensie ilości nurkowań) to jest jakieś dziesięć lat. Niech to będzie nawet przesada dwukrotna. Niech jednak taki użytkownik robi około pięćdziesięciu nurkowań rocznie no to taki Avatar posłuży mu spokojnie przez pięć lat bez większego problemu. Kolejną zaletą tego skafandra jest mobilność w nim, komfort poruszania się na powierzchni i pod wodą. Jest nieporównywalne do czegokolwiek. Następną zaletą jest jego pakowanie, jak mało zajmuje miejsca w bagażu, ile waży i to, że bardzo szybko schnie. Ostatnia zaleta to jest serwis. To jest ewidentnie duży plus firmy Santi, to też od kilku lat współpracując z firmą Santi i mając kursantów – nurków, którzy nurkują w Santi, wiem, że nie ma tam problemów. Problem może być, że coś się zepsuje, ale nie ma problemu, że klient nie ma w czym nurkować. Jak się coś zepsuje to Santi jest w stanie zapewnić skafander zastępczy. Ciągłość nurkowania od strony producenta jest zapewniona. KC Mając na języku podsumowanie, właśnie sobie przypomniałem. Miałem jeszcze jedną uwagę konstrukcyjną co do skafandra, którą bym poprawił na jakimś etapie. Tego problemu nie ma w Santi, bo jest ta wstawka z szelkami jak w ogrodniczkach, która zasłania zawór dodawczy. W BARE jest doklejony kawałek neoprenu, który zasłania zawór dodawczy od wewnątrz. Tu żadnego takiego elementu nie ma. Rzeczywiście jak mi się zdarzyło parę razy nurkować w cienkim ocieplaczu, albo w samej bieliźnie termicznej to odczuwałem to, że wciskanie przycisku na zaworze i dociskanie zaworu do klatki piersiowej nieosłoniętej żadnym miękkim materiałem jest nieprzyjemnie odczuwalne. Czuć twardy plastik. Jedyna moja uwaga, już ostatnia. Podsumowując, dla mnie jest to jakaś wiadomość dla ludzi, że rozważałbym taki skafander jako ten pierwszy, podstawowy, niezależnie od tego, czy myślimy o nurkowaniu w mokrym czy suchym skafandrze. Ze względu na to, że mając już takiego typu skafandry nie ma co rozważać zakupu pianki, bo taka pianka zabiera więcej miejsca w bagażu. Będzie – zwłaszcza na powrocie, o czym ty wspominałeś – dużo cięższa. Jest to więc znakomity wybór pod względem podróży. Nic tylko czekać, że niebawem nie będzie już wyboru pomiędzy suchym i mokrym skafandrem tylko będziemy mieć jeden skafander do nurkowania. Ostatnim elementem podsumowania niech będzie potwierdzenie, że od strony kursowej, że pierwszy kontakt ze skafandrem suchym, podczas ćwiczeń już nie jest problemem. Ja chętnie używałem podczas kursów na suchy skafander takiej sentencji, że nurkowanie w suchym skafandrze jest jak małżeństwo z rozsądku, bez miłości. Ta miłość się dopiero później pojawi, po pewnym czasie. Na początku są same problemy, coś przeszkadza, coś uwiera, jest ciężej niż w piance. Tych zjawisk w Avatarze nie ma, co jest fantastyczne. Moment wejścia w skafander suchy, przejścia z pianki jest odczuwalnie przyjemniejszy. Nie stwarza problemów i to jest moje słowo. MB Ja bym tu jeszcze może chwilę podyskutował z tobą, albo wymienił się doświadczeniami. Dla kogo ten skafander będzie dobry. Jakie ty miałbyś, albo jakie my mielibyśmy rekomendacje. Kto powinien myśleć w ogóle o zakupie Avatara. Bo nie jest to ewidentnie skafander dla każdego. KC To musisz mi powiedzieć, dla kogo ten skafander nie jest wskazany. Kiedyś bym powiedział, że nie jest to dobry pomysł dla kogoś, kto nurkuje jaskiniowo, wrakowo. Teraz już niekoniecznie. Do tego dochodzi kwestia podróżowania po świecie, doboru dociepleń do różnych temperatur. Jego uniwersalność w zasadzie wyklucza potrzebę posiadania pianki. Teraz nie bardzo mam pomysł, do kogo ten skafander nie trafia. MB Zacznijmy od tego, że nie do końca to musi być skafander dla każdego. Mamy dwa aspekty świadczące przeciw. Pierwsza rzecz to jest ilość nurkowań. Można przyjąć, że jest to ponad pięćdziesiąt nurkowań rocznie. Może się okazać, że ten skafander nie spełni oczekiwań, że wyeksploatuje się w dość krótkim czasie . Do tego jednak nie byłbym pewien, czy chcę rekomendować nurkom, którzy eksplorują wraki czy jaskinie często, przeciskając się wąskimi korytarzami i mierząc się z  innymi takimi wyzwaniami. Inaczej wygląda nurkowanie turystyczne w miejscach wrakowych, czy jaskiniowych przygotowanych dla nurków, a inaczej w przypadku miejsc dziewiczych, rzadko lub w ogóle nie odwiedzanych. Ja wiem jak wyglądają moje skafandry po czterech latach intensywnych nurkowań w sidemount. One nie ciekną, ale są poprzecierane od butli, całe pomatowione tam, gdzie butla ma kontakt z ciałem. Ja tu jestem wręcz pewien, że ten skafander po dwóch latach będzie nadawał się bardziej do śmietnika niż do dalszej eksploatacji. Ale. Dla kogo jest ten skafander. Komu bym go rekomendował. Osobom, które robią do pięćdziesięciu nurkowań rocznie, zdecydowanie ten skafander powinien się sprawdzić. Osobom, które dużo podróżują samolotem. To jest na pewno perfekcyjny skafander jako drugi. My zawodowo nurkujący instruktorzy musimy posiadać dwa skafandry. Ciężko jest odwołać szkolenie, gdy nasz skafander musi iść do serwisu. Nawet najlepszy serwis nie zmieni faktu, że przez jakiś czas tego skafandra nie mamy. U mnie wziął się Avatar stąd, że miałem dwa skafandry, jeden miałem odesłać do serwisu, ale to odkładałem. W drugim zrobił się problem i miałem dwa niesprawne skafandry. Ciężko jest pracować na mokro ciągle. Stąd pojawił się Avatar. Warto mieć zapasowy skafander, gdy nurkuje się dużo. Posiada się sprzętu za gimbaliony pieniędzy i jeździ się na wyjazdy za gimbaliony a tu okazuje się, że w dniu wyjazdu… Tu jeszcze pół biedy jak w dniu wyjazdu, bo jeszcze możemy pożyczyć, ale znane są przypadki, że ktoś jest na wyjeździe, zakłada skafander a tu strzela manszeta albo rozdarł skafander, kryza się rozeszła. Warto więc mieć zapasowy skafander. Warto zainteresować się Avatarem. KC Ok, no i tymi pozytywnymi słowy kończmy, dziękuję ci pięknie za poświęcony czas, za tą rozmowę. Mam nadzieję, że pomimo, że może nie miało jakiegoś idealnego porządku, ale jest wartością taką, że w formie dyskusji i takiej burzy wniosków i uwag jest o tyle ciekawszym materiałem dla kogoś, kto zastanawia się nad zakupem skafandra czy chce wyrobić sobie opinię o Avatarze.

Avatar: Istota w wodzie

Wywiad z Marcinem Bramsonem, nasza wspólna rozmowa o suchych skafandrach Avatar – nowym dziecku twórców marki Santi.

Część I wywiadu z Marcinem Bramsonem – instruktorem nurkowań dekompresyjnych, rebreatherowych. To zapis rozmowy na temat naszych uwag odnośnie użytkowania skafandrów Avatar (marki córki Santi). Czy warto kupić Avatara? Czy to dobry pomysł na pierwszy suchy skafander? Zapraszam do lektury.

Część II wywiadu do przeczytania TUTAJ

Kuba Cieślak

Drogi Marcinie, pozwól, że w dwóch słowach zacznę. Chciałem dziś pogadać o Avatarach. Jak odbieramy ten produkt jako użytkownicy. Warto przy tym zauważyć, że jesteśmy specyficznymi użytkownikami. Jesteśmy instruktorami nurkowania. Nurkowanie to nasza praca. Wykonujemy zdecydowanie więcej nurkowań niż przeciętni użytkownicy.
Można nas posądzić, że możemy nie być obiektywni, bo obaj żyjemy też z tego, że ludziom sprzedajemy sprzęt nurkowy. Tu warto podkreślić, że nasz brak obiektywizmu przy sprzedaży byłby o tyle złą strategią, że staramy się budować długotrwałe relacje z naszymi klientami – kursantami. Żaden z nas nie żyje tylko i wyłącznie ze sprzedaży sprzętu, jest to tylko uzupełnienie naszej działalności. Jak to ktoś kiedyś powiedział: nie sztuką jest sprzedać raz, tylko sztuką sprzedawać jest wiele razy. Nikomu nie chcemy ściemniać, ani opowiadać niestworzonych rzeczy. To nie jest jednorazowa sprzedaż i zależy nam by nasi klienci byli zadowoleni, by do nas wracali, by nie wierzyli nam nie tylko jako sprzedawcom, ale przede wszystkim jako instruktorom nurkowania. Nie mamy interesu w tym by przed ludźmi coś ukrywać.

Marcin Bramson

Zdecydowanie, z resztą moja strategia działania jest bardziej oparta na tym, że produkt, który polecam to jest to produkt sprawdzony przeze mnie i biorę częściowo za niego odpowiedzialność. Nie chciałbym więc oferować czy rekomendować moim studentom rzeczy, z których sam bym był niezadowolony. To byłby obciach.

KC

Jasne. Odnośnie samego Avatara, jak go widziałem, jak on się pojawił na rynku. To była o tyle ciekawa rzecz, że ja go tak naprawdę zauważyłem najpierw na zagranicznych serwisach. Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że jest to skafander o skandynawskim rodowodzie, chyba właśnie na stronach jakiegoś skandynawskiego dealera go wypatrzyłem. Gdzieś krótko potem przewinęła mi się przed oczami tajemnicza nazwa grupy SNT i wszystko było jasne. Szerzej jednak o rodowodzie skafandra miałem szansę dowiedzieć się w trakcie wywiadu z Tomkiem Stachurą.

Wcale tak bardzo nie odczuwałem by była to jakaś nowinka technologiczna. Sami obaj dobrze wiemy, że na naszym rynku już od dłuższego czasu funkcjonują lekkie skafandry, tak zwane membranowe, czy oddychające. Mamy chociażby naszego rodzimego producenta Seawolfa, mamy też zagraniczne opcje, takie jak Waterproof.

MB

Myślę, że w tej chwili tego typu skafandry są w tej chwili praktycznie w ofercie chyba większości firm, które produkują suche skafandry, ale znając trochę ideę Avatara to Clue w Avatarze nie jest sam skafander jako skafander. Tą innowacyjnością w przypadku Avatara jest jego sposób dostępności. Skafandry Santi, jak dobrze wiesz, są robione pod konkretne zamówienie konkretnego klienta. To nie jest tak, że możesz pójść do sklepu nurkowego powiedzieć „ten skafander Santi w takim rozmiarze” i go dostaniesz. Oczywiście jest jakaś szansa, że gdzieś się znajdzie jakiś jeden egzemplarz na magazynie. Jednak wszystkie lub dziewięćdziesiąt parę procent skafandrów Santi jest zamawiane do produkcji pod konkretne zamówienie konkretnego klienta. Jest to też jedna z przewag biznesowych Santi, że mimo sztywnej tabeli rozmiarów w ramach zakupu te cztery bodajże zmiany, dopasowania w rozmiarze są możliwe i są w cenie. Jednak to niestety, jak wszyscy zdążyli zauważyć, powoduje wydłużony czas oczekiwania. Jakbym powiedział, że czas oczekiwania na skafander Santi to trzy miesiące to bym wiele nie skłamał. Idea Avatara jest taka, że przychodzisz i go bierzesz z półki. I to jest super rozwiązanie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie na wszystko trzeba czekać.

Między innymi Avatar pojawił się u mnie dlatego, że potrzebowałem skafander na już a przy okazji chciałem go przetestować. W tej chwili bodajże można zrobić w nim dwie zmiany. Idea od początku była taka, że jest to zamknięta konstrukcja i niewiele do niego można dodać, poza P-valve. Jest taki jaki jest i albo go akceptujesz takim, jaki jest, albo nie. I teraz zdaje się, możliwe są dwie zmiany: możliwość zamontowania kryzy neoprenowej, co uważam, że jest bardzo dużym plusem  i pierścieni Santi Smart Seals.

KC

Tak. Potwierdzam.

MB

Plus można jeszcze jedną rzecz wybrać a to troszeczkę wydłuża czas oczekiwania na skafander, to są buty. Jednak uwzględniając wszystkie te zmiany, które możesz sobie zażyczyć to jednak masz skafander u siebie w ciągu dwóch tygodni, co jest rzadko spotykane w dzisiejszych czasach. Wydaje mi się, że to jest największa przewaga Avatara – zaczynasz nurkować, chcesz kupić skafander i niemalże od razu go masz.

KC

Tak, ale nie wyprzedzajmy tego, o czym pogadamy za chwilę czyli o plusach i minusach, jednak odwołując się do tego, co powiedziałem to ja to jednak widziałem, że ta dostępność to jest nowinka w przypadku Santi, że te skafandry leżą na półkach gotowe. Ja myślę jednak, że Santi wokół całego procesu produkcji swoich skafandrów całkiem fajnie zbudowało taką otoczkę, że to jest jak bardzo elegancki garnitur od dobrego krawca, czyli po dobry garnitur nie idzie się do sklepu tylko krawiec go do nas dostosowuje. To jest taka wersja ekskluzywna i to jest jasne. Pomysł biznesowy na Avatara jest taki, że one są takie trochę bardziej „dla ludu”, że są na półce, ale jednak konkurencja wychodzi z założenia, że jej skafandry są szyte według konkretnej rozmiarówki i leżą gotowe na półce. Możesz coś tam w nich zmienić, potem czekasz na dostawę w ciągu maksymalnie miesiąca. Przynajmniej tak to odbieram mając chociażby dotąd do czynienia z kanadyjskim Bare.

Avatar underwater. Foto: kubaCE

U mnie początek z Avatarem był taki, że najpierw był wywiad z Tomkiem Stachurą, który opowiedział w ogóle dwa słowa o marce. Na jedną fajną rzecz zwrócił uwagę. To jest genialne marketingowo, że to jest bardzo dobry skafander dla osoby, która ma dopiero rozpocząć przygodę z suchym skafandrem, czy wykonać pierwsze swoje nurkowania w ramach kursu na suchy skafander. Nie wszystkim na dzień dobry mogą podejść klasyczne trylaminaty, jakieś cordury, czy inne takie tkaniny, które są dość sztywne, nie pracujące, a ten Avatar jednak jest jak zwiewna kurteczka typu soft shell. Zakładasz i nawet zapominasz, że to masz na plecach.

W moim przypadku to było tak, że musiałem zanurkować w Avatarze. Pojechałem na Hańczę na nurkowania, mój skafander postanowił ulec poważnej awarii, czyli rozeszła mi się manszeta w rękach, jak pończocha. Nie był to system typu smart seal, więc nie było opcji na szybką wymianę. Pożyczyłem więc na miejscu, w Banana Divers, Avatara. I rzeczywiście, doceniłem ogromną wygodę Avatara. Ja generalnie nurkuję w grubszym trylaminacie i nie mam z tym problemów. I tak w Bare jest ona stosunkowo elastyczna i lekka, dość przyjemna, ale nurkowałem też w sztywnych cordurach i takich rzeczach. Nigdy nie odczuwałem tego jako strasznej wady, problemu. Jednak w Avatarze od razu poczułem, że założenie go to po prostu przyjemność. Przyjemność przebywania w nim, to co nam się zdarza, w naszej pracy. Bardzo często przebywamy w tym skafandrze praktycznie przez cały dzień. To jest ten moment, kiedy ja chcę opowiedzieć, za chwilę też ciebie poproszę o to, Marcin, o opowiedzenie, jakimi jesteśmy użytkownikami suchych skafandrów. Żeby ludzie mieli świadomość, przez jaki pryzmat my oceniamy skafander Avatar.

Ja jestem instruktorem głównie nurkowania rekreacyjnego, co oznacza dla mnie, że bardzo często wchodzę do wody w ciągu jednego dnia po parę, czasami można zaryzykować stwierdzenie, że nawet po paręnaście razy. Nigdy do końca nie rozbieram się z tego skafandra, nurkowania najczęściej są płytkie, ale ten skafander dostaje mocno w tyłek ze względu na to, że nie za bardzo mam czas się z nim patyczkować. Trzeba się czasami po dnie przeczołgać z kursantem, podnieść go i ja to po prostu robię.

Druga rzecz, w roku robię ponad sto nurkowań, z tego też duża część jest nurkowaniami przyjemnościowymi, ale więcej jest nurkowań szkoleniowych. Zdarzają mi się też roboty, gdzie spędzam cały dzień w skafandrze. Mam zabezpieczenie planu filmowego i praktycznie się nie rozbieram ze sprzętu. Chodzę w nim cały czas zapięty, nie tak, że go sobie zdejmę do połowy i jest mi fajnie. Jest to mega nieprzyjemne, jeżeli jest to skafander nie oddychający i o tym opowiem między innymi, dlaczego z tego powodu celowo skazałem się na takie opcje jak kryza lateksowa zamiast neoprenowej.

Jak ty podchodzisz do tego tematu, jeżeli chodzi o twoje użytkowanie skafandra?

MB

Ja mam ten luksus, że nie muszę wchodzić kilkanaście razy do wody. Jak już wchodzę do wody raz, czy dwa to na przynajmniej dłuższy okres, ale u mnie problemy są tak naprawdę dwa. Albo trzy. Jeżeli chodzi o suchy skafander. Pierwszy to jego zewnętrzna wytrzymałość ze względu na ilość sprzętu, którą mam dopiętą i w jakiś sposób mającą kontakt z suchym skafandrem. Chodzi mi o butle stage’owe, bail-outy, rebreathery – tego typu sprzęt. Zwłaszcza, że nawet jak nurkuję w back-mountowym rebreatherze to stage bail-outowe mam podpięte side-mountowo. To jest dość dużo obciążenie dla skafandra. Druga rzecz to często zdarza mi się, że muszę się ubierać w warunkach odwrotnych do tych, które będą panowały w wodzie, a ubieram się na długie nurkowanie. Woda jest relatywnie zimna a na dworze jest zdecydowanie ciepło. Tutaj tak naprawdę nie ma znaczenia, czy to jest Meksyk i woda ma dwadzieścia trzy stopnie a na dworze jest trzydzieści i jest sto procent wilgotności, czy to jest Polska, gdzie woda ma cztery stopnie, a na dworze jest dwadzieścia parę stopni. Chciałbym więc uniknąć długiego ubierania się w sprzęt, czyli usprawnić moje ubieranie się. Między innymi dlatego parę lat temu zrezygnowałem z używania Rock Bootów, ponieważ to wydłużało czas ubierania i ekspozycję na temperaturę w grubym ubraniu. To są dwie rzeczy, takie najważniejsze, a trzecia, powiązana z Avatarem, to jest mobilność. Jeżeli ma się dość dużo sprzętu, jeszcze skafander jest mało mobilny to powoduje pewne komplikacje. Ja na przykład zrezygnowałem z używania bardzo grubych ocieplaczy. Nie używam (Santi) BZ400, bo bardziej zależy mi na swobodzie ruchów niż na tym by mieć bardzo gruby ocieplacz. Szukam więc innych rozwiązań, żeby nie zabierało to mojej mobilności. W tym się bardzo mocno sprawdza Avatar. To nie jest mój pierwszy skafander, który ma taką mobilność, bo parę lat temu byłem szczęśliwym posiadaczem skafandra Otter, który był z bardzo cieniutkiego jakby ortalionu. Taki był dziwny trylaminacik cienki. Był bardzo wygodny. Jedyny problem to trochę delikatny był ten skafander z zewnątrz. W sensie bardzo łatwo było w nim zrobić dziurę.

KC

Ok, teraz tak, jak ja w nim zanurkowałem poraz pierwszy, powiedziałem „no kurczę, podoba mi się”, ale miałem obawy co do jego wytrzymałości. Na rynku mamy sporo cienkich skafandrów suchych. Mamy naszego rodzimego Seawolfa, do którego z resztą kiedyś się przymierzałem, jednak ostatecznie wtedy, gdy ja kupowałem skafander, Seawolf nie był dla mnie dostępny. Różne rzeczy słyszałem o pomarańczkach (popularne określenie skafandrów Seawolf), ale fajne jest to jak pomysłodawca tych skafandrów, Wiesiek Zahor, przygotowuje swoich użytkowników do tego, by poradzili sobie z każdym problemem w każdych warunkach, z każdą awarią. To jest fantastyczne. Daje takie opcje, że naprawdę wszystko użytkownik może naprawić sobie w warunkach polowych…

MB

Przepraszam, że ci wejdę w słowo, byśmy nie odchodzili od głównego tematu i tak byśmy podsumowali wątek obawy cieknięcia cienkich skafandrów. Prawda jest taka, że każdy typ suchego skafandra potrafi ciec bardziej lub mniej.

KC

Dokładnie tak.

MB

To jest tylko urządzenie. Nurek potrafi je zepsuć, samo też może ulec awarii. Tutaj istotnym elementem jest wsparcie serwisowe producenta. Ja przeszedłem przez serwisy różnych producentów, nawet tych bardzo dobrych. Niestety, w Polsce ze wsparciem serwisowym (zagranicznych marek – przyp. Autora) jest bardzo słabo. Jedyna firma, która trzyma to w jakiś sposób to jest Santi. Tam można liczyć, że jak skafander cieknie to ten problem zostanie rozwiązany, a nie, że ktoś się na to wypnie, albo powie, że ma przerwę urlopową i naprawa zajmie trzy miesiące, jak z pewną kanadyjsko – maltańską firmą już miałem.

Prawda jest taka, że skafandry powinniśmy oceniać w dwóch aspektach, w ogóle tak mi się wydaje, że te same reguły dotyczą całego sprzętu nurkowego. Jeden: bezpośrednia jakość i użyteczność danego sprzętu. Dwa, musi iść za tym wsparcie producenta, bo co z tego, że mamy najlepszy skafander na świecie, jak on ciągle jest w serwisie. Z resztą dam ci przykład, dzisiaj czytałem wywiad z właścicielem wypożyczalni luksusowych samochodów. Mówimy tu o samochodach w cenach „milion plus”. Właściciel przyznawał, że jak się ma już taki samochód to serwis musi być na najwyższym poziomie. Nie wymienił w artykule żadnej marki, ale padły takie określenia jak włoskie, sportowe, bardzo luksusowe, szybkie, które niestety, pomimo, że serwis jest wspaniały. więcej czasu spędza w serwisie niż w pracy u klientów. Tu jest „clue”, że patrząc na sprzęt, zwłaszcza drogi, jakim jest suchy skafander, to powinniśmy patrzeć na to, czy najdrobniejsza awaria tego sprzętu, a nie możemy zakładać, że ten sprzęt nie ulegnie nigdy awarii, nie spowoduje u nas wyłączenia z nurkowania na tygodnie czy miesiące. A tak niestety w wielu przypadkach to wygląda.

KC

Jasne, jasne. To nawet nie jest forma dygresji, tylko chciałem pokazać, że miałem doświadczenia z dość podobnymi rozwiązaniami i byłem dość ostrożny w kwestii przechodzenia na dość cienki skafander. Później i tak chcę pogadać o takich kwestiach, o których powiedziałeś, że nie ma skafandra idealnego. Nie ma takiego sprzętu, który nie ulega awarii.

MB

Ok. To jak już przy tym jesteśmy to rozmawiajmy o przykładach. Miałem kiedyś skafander pewnej kanadyjsko – maltańskiej firmy (śmiech). Po pierwsze, czekałem na niego wiele miesięcy. Jak go w końcu dostałem, poleciałem z nim do Meksyku. I po pięciu miesiącach ten skafander był sitem. Ciekł w każdym najdrobniejszym miejscu. Już nie będę opowiadał, jakie były przejścia z polskim dystrybutorem i producentem. Takie rzeczy się zdarzają, więc też podchodziłem jak do jeża do samego materiału, z którego jest zrobiony Avatar.

KC

W zasadzie możemy teraz przejść na spokojnie przez wszystkie nasze użytkowe uwagi odnośnie skafandra, co do jego codziennego użytkowania, czyli zalety i wady.

Ja z mojego punktu widzenia zwracam uwagę na wagę skafandra. W wielu miejscach ten skafander reklamowany jest jako lekki, wręcz ultra lekki, podczas gdy jeden z modeli Santi, bodajże Emotion Plus ma w zasadzie tą samą wagę, oczywiście w pewnej konkretnej konfiguracji. Zatem ta waga. Czy ma dla ciebie znaczenie, czy jest to duży plus?

MB

Bardzo trudne pytanie. Bo tak i nie. Z reguły, jak podróżuję samolotem to i tak mam ponad sto kilogramów sprzętu, więc skafandra kilogram w tą czy tamtą nie ma dla mnie wielkiego znaczenia, aczkolwiek zdarza mi się dość regularnie podróżować z małą ilością sprzętu. Dam ci przykład, miałem w lutym spontaniczny, rekreacyjny wypad na nurkowanie dla siebie, do Meksyku, gdzie zmieściłem się w wadze dwadzieścia trzy kilo. Oczywiście, dużą część sprzętu miałem w Meksyku, na miejscu, ale myślę, że gdybym nie zabierał Avatara, tylko (Santi) E.Lite już bym musiał szukać gdzieś tego kilograma do zejścia do bagażowego limitu. Z czegoś bym musiał zrezygnować, a miałem naprawdę mało rzeczy, włącznie z tym, że od wspomnianego Wieśka Zahora kupiłem trochę Dewolda (odzież termoaktywna wysokiej klasy) do chodzenia po dworze, żeby nie musieć wozić ze sobą dużej ilości odzieży. Byłem w zeszłym roku w Malezji i też mi się ten skafander zmieścił do bagażu. To nie idzie o jego wagę, która, jak sam zwróciłeś uwagę, nie jest jakaś „rocket science”, ale on się bardzo ładnie pakuje. On bardzo mało miejsca zajmuje. Jest cienki, mało materiału i to jest jego dodatkowa zaleta. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, że lecąc do Meksyku miałem dwadzieścia trzy kilo bagażu.

KC

Fajnie, że Avatar mało waży, choć można znaleźć na rynku też lekkie skafandry, ale ja też zwróciłem uwagę na to, że on się po prostu dobrze… składa! Nie wiem, czy jest to obiektywna uwaga.

MB

Skoro obaj to zauważyliśmy to jednak coś w tym musi być. Ja bym dodał jeszcze jedną dość ważną rzecz do wagi składania. Ten skafander ma tą zaletę, że on waży tyle samo w obie strony. O co mi chodzi: w moim przypadku chodzi o pewną specyfikę. Może nie nurkuję tuż przed odlotem (śmiech), ale w krótkim okresie od skończenia nurkowania muszę się spakować. Na przykład na lotnisko, z którego odlatuję następnego dnia, mam setki kilometrów. Albo nie mam jak się wcześniej spakować, bo muszę opuścić bazę albo pakować się w jakimś dziwnym miejscu to Avatar mega szybko schnie. To jest też jego gigantyczna zaleta. Wywieszasz go i w ciągu godziny jest on praktycznie suchy. Może poza butami, które są neoprenowe i potrzebują trochę więcej czasu, ale jego waga jest praktycznie taka sama jak skafandra, z którym przyleciałeś. No i potem to wszystko nie gnije w torbie.

KC

Oj raz mi się już udało zrobić w torbie niespodziankę. Byłem na Koparkach, na Demo Daysach i już następnego dnia nie brałem udziału w imprezie tylko jechałem z moim synem na zwiedzanie Jury Krakowsko Częstochowskiej i stwierdziłem, że zostawię skafander trochę celowo w samochodzie, w torbie. Samochód na szczęście mam duży, jeszcze dodatkowo z wentylowanym dachem, więc nie było tam strasznej kipieli, ale wiadomo, że zmieniała się tam temperatura. Po wyjęciu skafandra z paczki w poniedziałek i ten pierwszy „powiew świeżości” powiedział mi bardzo wyraźnie, że skafander takiego traktowania nie kocha (śmiech), ale potem rzeczywiście dość szybko udało mi się doprowadzić go do porządku.

Marcin w swoim Avatarze. Foto: MB

MB

 Wiadomo, każdy skafander da się zakisić. Tylko jak jeden zniesie to lepiej, drugi – gorzej.

KC

No dobrze, skoro już tak analizujemy, przejdźmy zatem przez różne nasze obserwacje zalet i wad użytkowych tego skafandra. Pierwsza moja uwaga to plisa osłaniająca zamek gazoszczelny. Mi specjalnie nie przeszkadza brak dodatkowego zamka ochraniającego zamek gazoszczelny, przesiadłem się ze skafandra, w którym też była tylko plisa. Z plisą da się dogadać bezproblemowo a brak zamka wcale nie czyni skafander bardziej zagrożonym uszkodzeniami. Wszystko zależy od użytkownika. Jednak ja bym na jakimś etapie rozwoju Avatara poprawił tą plisę. Ona jest moim zdaniem po prostu za cienka, za lekka i za łatwo wchodzi w zamek. Mam porównanie ze skafandrem wyposażonym w grubszą plisę i tam tego problemu nie ma. Kwestia sztywności i grubości użytego materiału.

MB

Zgadzam się z tobą w stu procentach. Ta plisa jest fajna, ale potrafi się przyciąć w zamku.

Dla mnie największą wadą jest, z resztą podobny problem występuje też w skafandrach Santi, tylko tam jest łatwo się jej pozbyć, a mianowicie docieplenie kryzy szyi.

KC

O!

MB

Tak. Zdradzę już tajemnicę może. Ja już mam trzy Avatary (śmiech) i każdy Avatar wyposażony jest w neoprenową kryzę i po pierwsze to docieplenie w takim wariancie jest totalnie zbędne. Po drugie, ja mam chyba dość dużą głowę i bardzo mi przeszkadza to docieplenie w zakładaniu i w ściąganiu skafandra przez głowę. Ja już założę to już nie ma żadnego problemu, ale moment przejścia tego elementu przez głowę w tą czy w drugą stronę jest dość irytujący dla mnie i to psuje mój odbiór szybkości ubierania się w Avatara. Wszystkie moje pozostałe skafandry mają neoprenową kryzę i mają zlikwidowane docieplenia wokół szyi. Tu się to nie stało. Nie wiem czy z mojego zaniedbania, czy z tego, że one są już tak po prostu od razu zrobione, ale tak już do mnie przyjechały a ja wiem już, że tego nie chcę.

Koniec części I

Część II wywiadu do przeczytania TUTAJ